Polak utarł nosa Holendrom
Co można powiedzieć o Polakach w Holandii? Różnych opinii i głosów będzie zapewne tyle ilu naszych rodaków w Niderlandach. Każdy z nich jest bowiem inny, ma inny charakter, inne cele i wartości w swoim życiu. Dziś chcielibyśmy przedstawić Wam kogoś, kto „dokopał” Holendrom. Nie chodzi tu jednak o przemoc, a o sportową rywalizację w 24-godzinnym wyścigu w Deventer.
Sport dla twardzieli
Wielu z nas biega. Sport ten jest nie tylko tani, ale i modny. Za jego pomocą o kondycję dbają nieraz i całe rodziny. Jogging przed wyjściem do pracy, czy popołudniowy bieg z psem to jednak jedynie "zabawa" przy zawodach, jakimi są biegi długodystansowe. Nie chodzi tu jednak o maratony, w których sportowcy lub amatorzy muszą pokonać dystans 42 kilometrów, a biegi, jakie można by nazwać "czasoprzestrzennymi”. To robocze, astronomiczne określenie idealnie oddaje bowiem ducha zachodów, takich jak te, które odbyły się niedawno w Doventer. W trakcie ich trwania nie ma bowiem mety. Jest czas i przestrzeń toru. Śmiałek stający w szranki z innymi zawodnikami ma tylko jeden cel – dobiec jak najdalej, zanim skończy się czas.
Morderczy bieg
14 lipca, na torze rowerowym w Doventer odbył się bieg w randze mistrzostw kraju. Na starcie do imprezy stanęło ponad 100 ultrabiegaczy z Belgii, Polski, Węgier i Holandii. Gdy organizatorzy dali sygnał do rozpoczęcia zawodów, sportowcy ruszyli w jeden z najcięższych biegów swojego życia. W imprezie typu Ultraloop przeciwnikiem nie jest tylko organizm biegacza, który z każdym metrem traci siły, ale również jego psychika, jak i zmieniające się pory dnia.
Z pokonywanymi kilometrami uczestnik zawodów musi mierzyć się nie tylko ze zmęczeniem, ale również często z fizycznymi dolegliwościami takimi jak otarcia, pęcherze czy naciągnięte/naderwane mięśnie. Pomimo gładkości toru, wraz ze zmęczeniem, mogą pojawić się również skręcenia, które definitywnie dyskwalifikują zawodnika z dalszej walki.
Podczas takiej imprezy do rangi wyzwania zaliczyć można nawet tak proste czynności, jak jedzenie i picie. Biegacz musi bowiem stale równoważyć wydatek energetyczny, by nie dać organizmowi opaść z sił. Niemniej jednak zbyt ciężki, obfity posiłek to gwarancja bolesnej kolki, zbyt mały zaś nie pozwoli się wzmocnić.
Tak długi bieg to również walka z własną psychiką. Pojawiają się momenty zwątpienia, rezygnacji i pytania: "Po co to wszystko?”. Taka chwila dopada praktycznie każdego biegacza, ale tylko najwytrwalsi potrafią zacisnąć zęby i znaleźć w sobie dość motywacji, by kontynuować zawody.
W końcu przeciw sportowcom staje nawet obrotowy ruch Ziemi. Nastanie nocy, spadek temperatury i sen, o którym przypomina zegar biologiczny, to tylko część uciążliwości, jakie czekają na śmiałków po zapadnięciu zmroku.
Polak - Adrian Kostera zwycięzcą morderczego, 24-godzinnego biegu w Deventer.
24 godziny później
Po 24 godzinach i tysiącach spalonych kalorii , organizatorzy dali znak do wytchnienia. Gdy sędziowie podliczyli dystanse pokonane przez biegaczy, okazało się, że zwycięzcy udało się przebyć 215 kilometrów i 404 metry, co oznacza, iż niespełna 10 kilometrów brakło do rekordu kraju. Kto dokonał tego wyczynu? Polak, Adrian Kostera!
Nasz rodak pomimo bólu, spuchniętych łydek i zmęczenia, nierzadko prawie idąc, pokonywał kolejne kilometry. Gdy już się wydawało, że ma dość i zejdzie z trasy, znajdował jednak w sobie siłę, by walczyć dalej. Ta właśnie walka, do samego końca, pozwoliła mu zdobyć laur zwycięzcy. Pokonał on bowiem, uznawaną przez wielu za faworytkę, drugą na mecie, Hinke Schokker o 1092 metry.
Wystarczy chcieć
W historii tej najważniejsze nie jest jednak to, że Polakowi udało się pokonać Holendrów na ich własnym terenie, a to, że wystarczy chcieć, by osiągnąć coś wielkiego. Pan Adrian nie był urodzonym sportowcem. Jeszcze kilka lat temu nasz rodak był nałogowym palaczem. Zamiast jednak się poddać i przegrać z nałogiem, postanowił znaleźć pomysł na siebie. Stawianie ciągle przed sobą nowych wyzwań spowodowało, iż tydzień temu mógł się cieszyć z pierwszego miejsca. To jednak nie koniec. Nasz dzisiejszy bohater chce wziąć udział i zaliczyć sto imprez typu Ironman. Zawody tego typu, to coś tylko i wyłącznie dla ludzi z żelaza. Triatlon ten składa się z trzech etapów: pierwszym jest przepłynięcie dystansu 3,86 km, później zawodnicy wsiadają na rowery, na których przejechać mają 180,2 km, by w końcu zakończyć wyścig, przebiegając dystans pełnego maratonu, czyli 42,195 km.
Na naszej stronie rzadko możemy pochwalić się takimi wyczynami naszych rodaków. Dlatego też cała redakcja pragnie serdecznie pogratulować zwycięstwa i życzyć samych dalszych sukcesów w następnych startach.