Polacy tracą oszczędności życia na oszustwie brokerskim

Nasi rodacy w Holandii często padają ofiarami oszustów mieszkaniowych i tracą przez nich oszczędności życia. To jednak nie wszystko. Wczoraj napisała do nas jedna z czytelniczek, która straciła ciężko zarobione pieniądze na oszustwie brokerskim. Na czym ono polega i jak nie wpaść w ręce naciągaczy?

Pomnożyć oszczędności

Nasza czytelniczka Monika (imię zmienione), przeglądała media społecznościowe, gdy w pewnym momencie pojawiła się jej reklama firmy brokerskiej, sygnowanej nazwiskiem jednego z najbogatszych ludzi na świecie. Kobieta zaciekawiona reklamą postanowiła kliknąć, w ogłoszenie i jej oczom ukazała się strona firmy z Londynu działającej w całej Europie.
Nigdy nie myślałam o tym, aby inwestować na giełdzie. Firma poinformowała, że pomaga przy inwestycjach, analizuje rynek, a moim zadaniem jest tylko odbieranie telefonu i wykupowanie akcji, które nam podadzą. Mieli brać za to 11% od zysku” – pisze nasza czytelniczka. Eksperci z wieloletnim doświadczeniem obiecywali jej pokaźne dochody. Nie chcieli żadnej opłaty wstępnej za swoje działania. Ów procent od zysków miał być gwarancją, iż zarobią tylko wtedy, gdy zarobi ich klient. Dlatego też zrobią wszystko, by osoba, która się do nich zgłosi, zyskała jak najwięcej.

 

Rejestracja

Nasza rodaczka dała się przekonać i zarejestrował się na dedykowanej platformie. By to zrobić, musiała przesłać zdjęcie dowodu osobistego z bliska, a także zrobić sobie selfie z tym dokumentem. Wszystko po to, by brokerzy mieli pewności, iż to faktycznie ta osoba.
Po spełnieniu tych formalności i kolejnych namowach Polka wpłaciła na poczet transakcji giełdowych 5 tysięcy euro.

 

Szok

Nie minęły dwa tygodnie, a nasza czytelniczka nie mogła uwierzyć własnym oczom i uszom. Z owych 5 tysięcy, dzięki doskonałej pracy brokerów giełdowych, zrobiło się 20 tysięcy euro. Nawet po odliczeniu gaży ekspertów zysk przekraczał najśmielsze oczekiwania. Pani Monika musiała spełnić jeszcze tylko parę formalności, by cieszyć się pieniędzmi…

 

Problemy

I w tym właśnie momencie zaczęły się problemy. „Broker powiedział, że czas na pierwszą wypłatę zarobionego kapitału. Okazało się, że aby wypłacić środki, potrzebna jest skrytka w szwajcarskim banku, która kosztuje 15,5% od zarobionego zysku”- pisze kobieta. Jak łatwo się domyślić suma ta nie mogła być wydzielona z zarobionych na giełdzie środków. Należało ją wyłożyć z własnej kieszeni. Polka nie miała jednak takiej kwoty. To „na szczęście” nie stanowiło problemu. Broker, który się nią opiekował, powiedział, że wyłoży tę kwotę za nią. Do rachunku Pani Moniki dopisano więc dość dużą sumę.

 

Wyrównanie

Nieco później pojawiły się kolejne komplikacje. Firma stwierdziła, iż podczas wypłaty trzeba sprzedać i kupować euro, żeby wyzerować konto inwestycyjne. Informacja ta została przekazana naszej czytelniczce, ona jednak ją źle odebrała, przez co doszło rzekomo z jej strony do pomyłki, na której straciła podczas wypłaty 5 tysięcy euro. Broker kazał jej tę kwotę wyrównać. Kobieta znów nie miała na to pełnej puli środków, więc po części wyrównał to broker. Rachunek więc rósł.

 

Kaucja

Trzy dni po tym firma zadzwoniła do Pani Monika z dobrą wiadomością. Okazało się, iż pieniądze już są, już czekają na wypłatę, ale szwajcarski bank domaga się zwrotnej kaucji w wysokości 9,5% wypłacanych pieniędzy. Wszystko po to, by mieć pewność, iż nie jest to oszustwo czy parnie pieniędzy. Ofiara, widząc już praktycznie pieniądze na wyciągnięcie ręki, zapożyczyła się u znajomych i wpłaciła tę kwotę.
Zamiast jednak przelewu środków po 5 dniach przyszło do niej pismo z brytyjskiego urzędu skarbowego, że trzeba zapłacić 10% podatku z dochodu. W tym momencie kobieta zaczęła się już wahać. Broker jednak podczas rozmów wywierał na niej taką presję, iż uznała, że musi zapłacić, w końcu to są jej pieniądze. Kolejna pożyczka wśród rodziny i krewnych i kolejna suma przelana na konto rzekomego urzędu skarbowego.

 

Kasa

Po opłaceniu brytyjskiej skarbówki pieniądze miały przyjść na konto naszej czytelniczki. Dni mijały, ale wartość rachunku rodaczki nie zwiększyła się ani o 1 euro. Po kilku dniach broker znów zadzwonił i zapytał, czy pieniądze przyszły. Gdy dowiedział się, że nie stwierdził, iż trzeba dokonać jeszcze jednej wpłaty, podając dane z dowodu osobistego.

 

Oszuści

Tego było już za dużo. Pani Monika zmęczona tym wszystkim zaczęła szukać wiadomości na temat firmy brokerskiej w sieci. Chciała się dowiedzieć czy inni klienci też mają problemy z otrzymaniem zarobionych na giełdzie pieniędzy. To, co znalazła, zmroziło ją całkowicie.
„Zaczęłam szukać informacji w internecie i okazało się, że poszkodowanych jest coraz więcej. Szczególnie Polaków zamieszkałych w Holandii i Wielkiej Brytanii” – pisze nasza rodaczka, dodając „Niestety nikt z osób poszkodowanych nie zobaczył do tej pory swoich pieniędzy. A brokerzy dzwonią i mówią, że trzeba znowu wpłacić pieniądze, aby otrzymać wypłatę. Każda z osób otrzymuje różne dokumenty z informacją na temat wypłaty, lecz każda z osób ma inny procent do zapłacenia”.

 

Wątpliwości

W tym momencie Pani Monice zapaliły się z opóźnieniem wszystkie czerwone lampki ostrzegawcze.
Pierwsza dotyczyła ogromnego zysku w zaledwie kilka dni, co wydaje się praktycznie niemożliwe. Po drugie brokerzy mówili dość dziwnym wschodnim akcentem. Po trzecie wiele wskazuje na to, iż brytyjska skarbówka była jednym wielkim oszustwem. Dokumenty od niej, jak i wiele innych wcześniej i później otrzymanych pism i maili również były wytworem kreatywności oszustów. Post factum okazało się bowiem, iż fiskus w Anglii nie ma nic wspólnego z tą sprawą.

 

Nie podda się

Nasza czytelniczka nie poddała się. Kobiecie udało się skontaktować z 15 innymi ofiarami i sprawa została zgłoszona na policję. Wiele wskazuje na to, iż w procederze tym pod płaszczykiem prężnie działającej firmy brokerskiej o inicjałach L. F. kryje się cała siatka oszustów, którzy potrafią wyłudzić tysiące euro, zabierając ludziom często oszczędności życia.

 

Spadek z Ameryki

Całe to oszustwo wygląda podobnie jak to dotyczące spadku od wujka z Ameryki. Chodzi w nim o to, iż zgłasza się do nas ktoś, kto rzekomo ma nam przekazać spadek po krewnym, który zmarł gdzieś daleko. Jest to duża kwota, aby jednak ją otrzymać, trzeba wypełnić parę formalności. Zaczyna się od podania danych i przelania 1 euro do potwierdzenia numeru konta. Później zaś pojawiają się kolejne podatki i opłaty, które ludzie zaślepieni widocznym na horyzoncie zyskiem pokrywają.
W opisywanym tu przypadku firmy brokerskiej oszuści poszli jednak o krok dalej. Wiedząc, iż ludzie są nieufni względem tego typu wiadomościom, postanowili zainwestować w reklamę. Stworzyli stronę, dzięki, której ofiary same się do nich zgłaszały. To zaś powodowało, iż ludzie ci byli mniej ostrożni i bardziej podatni na manipulację. Świadomy wybór ofiary racjonalizował bowiem działania związane z przelewaniem oszustom kolejnych sum pieniędzy.

 

Nie ma ofert idealnych

Dlatego też pamiętajmy, nikt w kilka dni nie zarobi dla nas w pełni legalny i bezpieczny sposób dziesiątek tysięcy euro. W tej kwestii doskonale sprawdza się bowiem powiedzenie, iż coś jest zbyt piękne, by było prawdziwe. Pamiętajmy o tym, w przeciwnym razie możemy stracić nie tylko swoje oszczędności, ale tak jak Pani Monika popaść też w długi u rodziny, znajomych czy też w banku, jeśli zdecydujemy wziąć kredyt na pokrycie kosztów oszustów.

 

Źródło:  list do redakcji