Podejrzana śmierć dziecka w Rotterdamie
W czwartkowy wieczór w jednym z domów w Rotterdamie zmarło dziecko. Po tej tragedii policja aresztowała dorosłego, który w tamtym czasie przebywał w budynku. Nieco później śledztwo doprowadziło do kolejnego zatrzymania. Co stało się w czterech ścianach, w miejscu, które powinno być ostoją bezpieczeństwa dla malucha?
27 marca o godzinie 20 służby ratunkowe otrzymały informacje o tragicznym zdarzeniu, do jakiego doszło na Lisztlaan, w którym ucierpiało dziecko. Po informacjach przekazanych przez dzwoniącego na miejsce wysłano dwie karetki pogotowia i śmigłowiec ratunkowy.
Gdy ratownicy dotarli, natychmiast przystąpili do reanimacji ofiary. Służby starały się zrobić wszystko, by maluszek znów zaczął oddychać, ale niestety się nie udało.
Aresztowania
Przybyła na miejsce razem z ratownikami policja po tym jak okazało się, iż dziecko nie przeżyło, zdecydowała się aresztować znajdującego się w domu dorosłego, a właściwie dorosłą – 31-letnią kobietę. To jednak nie był koniec dochodzenia. W piątkowy poranek w ręce policji trafił 29-letni mężczyzna. Policja nie mówi tego oficjalnie, ale wszystko wskazuje na to, iż są to rodzice zmarłego szkraba. Obecnie trwa ustalanie ich roli w całej tej sprawie.
Co się stało?
Do czego doszło w czwartek wieczorem w domu przy Lisztlaan w Rotterdamie-Hillegersberg? Rzecznik policji przekazał, że na tym etapie śledztwa brane są pod uwagę wszystkie możliwości. Oficerowie nie wykluczają nieszczęśliwego wypadku, jak i celowego działania zakończonego śmiercią dziecka.
Lokalni mieszkańcy podejrzewają jednak, iż doszło do wypadku, a nie przestępstwa. Jeden z sąsiadów mówi o tym co usłyszał w czwartek, około godziny 20. „Krzyk brzmiał jak panika: nie brzmiał jak czyjś gniew lub kłótnia. Był bardzo intensywny. Później zobaczyłem helikopter ratunkowy i mnóstwo radiowozów poniżej” – przekazał dziennikarzom AD.
Cisza
Kiedy możemy liczyć na nowe informacje w tej sprawie? Jeśli dalsze wydarzenia nie przyjmą formy dochodzenia karnego, w którym kobiecie i mężczyźnie zostaną postawione zarzuty, być może nigdy nie dowiemy się, co stało się w Rotterdamie. Holenderskie służby są bowiem bardzo małomówne w takich sprawach. Wszystko z racji dobra rodziny. Nikt bowiem nie chce, by opinia publiczna, znajomi z pracy, czy lokalna społeczność wiedziała o kogo chodzi. Wszystko po to, by mogli oni żyć bez piętna i stygmatyzacji. Trzeba bowiem pamiętać, iż do momentu prawomocnego skazania każdy jest niewinny, a w takich sprawach bardzo łatwo ferować krzywdzące, błędne wyroki.
Źródło: NU.nl