Płomienie były tak duże, że ludzie skakali z okien

50 metrowe pękniecie w podłodze sklepu. Czy centrum handlowe się zawali?

Ciszę niedzielnej nocy w Zutphen przerwał huk strażackich syren, a nad częścią miasta zaczęły unosić się kłęby gęstego, gryzącego dymu. Wszystko z powodu bardzo dużego pożaru przy Laarstraat-podaje holenerska straż pożarna


Niespokojna noc w Zutphen

Niedzielna noc była bardzo pracowita dla strażaków z holenderskiego Zutphen. W środku nocy otrzymali oni zgłoszenie o silnie rozwijającym się pożarze przy Laarstraat. Gdy pierwsze jednostki dotarły na miejsce, zastały już dość silnie płonący budynek, z którego buchały kłęby gęstego gryzącego dymu, zasnuwającego już cześć centrum miasta. Sytuacja była na tyle poważna, że strażacy postanowili jak najszybciej ewakuować mieszkańców pobliskich domów mieszkalnych.

By uciec przed ogarniającym wszystko ogniem, mężczyzna zdecydował się ratować swoje życie skacząc z okna.

Płonąca pułapka

Moc pożaru i szybkość jego rozprzestrzeniania się w budynku, poważnie zaskoczyła mieszkającego w nim mężczyznę. Gdy drogę ucieczki zasłoniły mu płomienie, a gryzący dym nie pozwalał oddychać, ten zdecydował się na desperacki krok. By nie spłonąć żywcem, postanowił wyskoczyć z okna i w ten sposób zwiększyć swoje szanse na przeżycie. Ucieczka od płomieni nie zakończyła się jednak całkowitym happy-endem. Mężczyzna, pomimo iż nie spłonął żywcem, doznał obrażeń w wyniku upadku i niezbędna była specjalistyczna pomoc szpitalna. Jednak w przypadku tak silnego pożaru ewentualne złamania, stłuczenia są niską ceną za życie.

Pożar rozpoczął się na poddaszu

Jak wynika ze wstępnych ustaleń strażaków z Zutphen, pożar miał swój początek na poddaszu budynku. Nie jest jeszcze pewne co go wywołało, lecz z racji umiejscowienia zarzewia wiele może wskazywać na zwarcie w instalacji elektrycznej. Z poddasza pożar bardzo szybko opanował niższe piętra budynku, by w końcu zejść do samego parteru. O rozmiarach ogniowej zawieruchy dobitnie świadczy czas potrzebny służbom do opanowania żywiołu. Strażakom udało się stłumić pożar dopiero po trzech godzinach prowadzenia intensywnej akcji gaśniczej. Następnie zaś kilka godzin pochłonęło dogaszenie pogorzeliska i pozwolenie ewakuowanym mieszkańcom powrócić do sąsiednich domów.

Problem z kotem

Nieco humorystycznego aspektu całej tej tragedii nadał kot, należący do jednej z ewakuowanych rodzin. Zwierzę z powodu całego panującego wokół chaosu wpadło w panikę i nie wyraziło zgody na ewakuację, uciekając strażakom. Dopiero po chwili gonitwy zwierzę udało się złapać na ulicy.