Pierwszy biznes nastolatka zaprowadził go do celi

Holendrzy złapali polskiego złodzieja samochodów

Trzeba mieć jakiś plan na życie, najlepiej mieć go jak najwcześniej, by się usamodzielnić. Taki plan znalazł pewien 19-latek, który szybko zaczął go realizować, rozkręcając lukratywny biznes. Wszystko mu bardzo dobrze szło, aż pewnego dnia do jego drzwi nagle zapukała żandarmeria.

Czemu żandarmi odwiedzili nastolatka? Oficerom nie spodobał się sposób, w jaki zarabiał młody człowiek. 19-latek sprzedawał bowiem podrobione dowody osobiste. Jego głównymi klientami nie byli przestępcy, ludzie, którzy chcieli zdobyć nową tożsamość, a nieletni, którzy dzięki temu kawałkowi plastiku mogli skorzystać z przywilejów dorosłości.
Oprócz aresztowania chłopaka, policja przeszukała również dwa lokale handlowe, które wynajmował na swoją działalność. Znaleziono w nich specjalny sprzęt do produkcji tego typu dokumentów, a także dziesiątki gotowych dowodów czekających na wydanie.

 

Nikła szkodliwość

Zatrzymany 19-latek mówi, iż nie zrobił nic złego. Nie fałszował on bowiem dowodów osobistych dla przestępców czy terrorystów. Sprzedawał je nastolatkom, którzy dzięki nim mogli kupić sobie butelkę alkoholu lub wziąć udział w imprezach przeznaczonych dla dorosłych. Jak przyznał, wiedział, że źle robi, ale uważał, iż jego oferta, na którą można było natknąć się w mediach społecznościowych, nie jest niczym szczególnie złym.

Dochodzenie

Jak fałszerstwo wyszło na jaw? Żandarmeria zajęła się tą sprawą po tym jak dostała informację od Centrum Ekspertyzy w sprawie oszustw związanych z tożsamością i dokumentami (ECID). Urzędnicy przekazali funkcjonariuszom, iż otrzymali kilka podrobionych dokumentów, wszystkie zostały stworzone w ten sam sposób i wszystkie tropy prowadziły do Deventer.
Gdzie zaś wypłynęły pierwsze fałszywki? Jak się okazuje, ktoś chciał ich użyć nie po to, by kupić butelkę whisky. Zatrzymano je na lotnisku w Schiphol. Można więc podejrzewać, iż ktoś z nim chciał wejść na pokład samolotu.

 

Na potrzeby młodych

Jak przekazała żandarmeria, dowody osobiste wydrukowane przez 19-latka były dobrej jakości. Sporo brakowało im do profesjonalnego fałszerstwa, ale z drugiej jednak strony były na tyle dobrze i dokładnie zrobione, iż ekspedientka w sklepie monopolowym miała nikłe szanse, by wykryć, iż kupujący alkohol małoletni nie ma ukończonych 18-lat. W banku czy na policji i wszędzie tam, gdzie pracują ludzie przeszkoleni w rozpoznawaniu fałszywek, „plastiki” te by nie przeszły.

Teraz nastolatka czeka proces. Ten zaś może skończyć się nawet kilkoma latami odsiadki.

 

 

Źródło:  AD.nl