Odwołane loty z Schiphol. Zima uziemiła wiele maszyn

Odwołane loty z Schiphol. Zima uziemiła wiele maszyn

Pogoda dała się we znaki nie tylko kierowcom. Nagłe załamanie aury doprowadziło do tego, iż dużo lotów z największego holenderskiego lotniska – Schiphol musiało zostać odwołanych. Wiele maszyn wystartowało też z dużym opóźnieniem. Jak widać, pierwszy atak zimy w Holandii okazał się zgubny w skutkach nie tylko dla kierowców.

„Mamy do czynienia z zakłóceniem rozkładu lotów ze względu na zimową pogodę” – powiedziała w czwartek rzeczniczka lotniska Schiphol, co oznaczało, że wielu pasażerów czeka koczowanie na lotnisku. Już od czwartkowego poranka na lotnisku służby pracował w pocie czoła, aby utrzymać pasy w pełnej dostępności, a także odmrażać przygotowujące się do startu maszyny. Mimo jednak ich wysiłków dochodziło do opóźnień, które pogłębiała również sytuacja w innych częściach Europy. Śnieg bowiem pojawił się nie tylko w Holandii. W efekcie część maszyn startowała z opóźnieniem, bo z takowym również przybywała do Holandii.

 

Nie wystartowały

Jak przekazały władze lotniska, z racji na warunki pogodowe z Schiphol nie wzbiły się do lotu samoloty mające dotrzeć z pasażerami między innymi do: Monachium, Edynburga, Waszyngtonu i Budapesztu. Tym, którzy potrzebowali noclegu linie lotnicze zaoferowały pobyt w hotelach. Starano się bowiem odsyłać pasażerów z odwołanych lotów do domów, pokoi hotelowych, by nie doprowadzić to tłoku w porcie lotniczym. Oprócz bowiem odwołanych połączeń dziesiątki innych lotów na europejskich trasach miało opóźnienia. Pasażerowie tych maszyn w większości pozostawiali na lotnisku z racji tego, iż start miał się odbywać z poślizgiem na poziomie od trzydziestu do pięćdziesięciu minut.

Na drogach

To, co działo się w porcie lotniczym Schiphol, było jednak niczym w porównaniu z sytuacją na drogach. O problemach pisaliśmy już wczoraj. W pewnym momencie te stały się na tyle duże, iż Rijkswaterstaat musiał sięgnąć po pojazdy typu Firestorm. Na pierwszy rzut oka auta te wyglądają podobnie do piaskarek. Zamiast jednak piasku lub soli rozpylają one na drogę ciepły roztwór chlorku wapnia pod wysokim ciśnieniem. Substancja ta pozwala rozpuścić lód szybciej i bardziej efektywnie niż sól.
Sprzęt ten jednak zbyt dużo nie pomógł. W nocy z czwartku na piątek na N9 doszło do tylu wypadków i incydentów, że służby zdecydowały się zamknąć tę drogę dla bezpieczeństwa kierujących. Otwarto ją dopiero wczoraj nad ranem.

 

Bolesna lekcja. Wydarzenia z czwartkowego wieczoru i piątkowego poranka były dla Holendrów bolesną lekcją pokazującą, iż z pogodą nie mają szans. Jest jednak szansa, iż po tym co się stało, służby wyciągną wnioski i już następne opady nie doprowadzą do takich problemów, bo drogowcy będą przygotowani.

 

 

 

Źródło:  Nu.nl
Źródło:  AD.nl