Zamachy bombowe na dwa polskie supermarkety w Holandii

polskie supermarkety wylatują w powietrze

W nocy z poniedziałku na wtorek doszło do dwóch potężnych wybuchów, które zniszczyły polskie supermarkety. Jeden z nich znajdował się w Heeswijk-Dinther w Brabancji Północnej, drugi w Aalsmeer w Holandii Północnej. Policja bada miejsca wypadku. Już teraz jednak można powiedzieć, iż jest tu zbyt wiele zbiegów okoliczności, by mówić o przypadku.

Polskie supermarkety wylatują w powietrze

Polskie supermarkety zostały praktycznie całkowicie zniszczone. Po wybuchu na Plein 1969 w Heeswijk-Dinther, o godzinie 4:15 doszło do pożaru. Sytuacja była na tyle poważna, iż służby ratunkowe zdecydowały się na ewakuację mieszkańców zakwaterowanych nad sklepem. Ludzie ci musieli spędzić noc na dworze.
Policja kończąc pierwszą część akcji wskazuje, iż można mówić o szczęściu, iż obyło się bez ofiar. Szkody, jakie wyrządził bowiem wybuch, są naprawdę potężne. Oprócz polskiego marketu ucierpiały również okoliczne sklepy. Poważne zniszczenia są widoczne także w restauracji i drogerii po drugiej stronie ulicy. Przez sporą część nocy i wtorkowy poranek na miejscu pracowali policyjni eksperci do spraw materiałów wybuchowych. Prowadzili oni dochodzenie mające na celu ustalić jakiego materiału użyto do zamachu oraz czy na miejscu nie znajdują się inne ładunki, które nie eksplodowały.
Wstępne ustalenia wskazują, iż ktoś przymocował ładunek wybuchowy do fasady budynku albo ewentualnie szyby lub wybił tę i wrzucił go blisko niej wewnątrz sklepu.

 

 

Aalsmeer

Podobnie sytuacja wyglądała w Aalsmeer. Tutaj również siła eksplozji mającej miejsce o 3 nad ranem doprowadziła do natychmiastowej ewakuacji mieszkańców czterech najbliższych domów. Ponadto budynki te z racji na falę uderzeniową, ogień i rozrzucane szczątki również zostały uszkodzone. Już teraz wiadomo, iż mieszkanie nad samym sklepem nie nadaje się do zamieszkania. Budynek spłonął praktycznie całkowicie. Na skutek eksplozji zapłonął również pojazd stojący przed budynkiem na Ophelialaan.  Eksplozji i pożaru, jaki po niej nastąpił, nie przeżył kot z mieszkania nad supermarketem.

Motywy

W tym samym czasie doszło do dwóch zamachów bombowych na polskie supermarkety w Holandii. To raczej nie może być przypadek. Tymczasem właściciel lokalu w Aalsmeer, Mohamad Mahmoed w rozmowie z ANP, stwierdza, iż nie ma pojęcia, kto mógł stać za atakiem. Jak wspomina, nikt mu nie groził, nie ma czego się bać, zawsze prowadził w pełni legalny, uczciwy interes. Wszystko było dobrze, aż do feralnej nocy. Mężczyzna prowadził swój sklep z polskimi produktami przez 15 miesięcy. Właściciel polskiego supermarketu wskazuje również, iż nie ma żadnych powiązań z supermarketem w Heeswijk-Dinther.

Punkty styku

Nie jest to jednak do końca prawdą. Oba sklepy, chociaż nie mają ze sobą nic wspólnego, posiadają taką samą nazwę. Jak wskazują właściciele, wybrali ją, ponieważ nazwa „Biedronka” jest wyjątkowo dobrze znana polskim klientom, jest ceniona i rozpoznawalna. Być może przestępcy, którzy dopuścili się zamachów na polskie supermarkety, myśleli, iż należą one do jednej sieci. Jeśli tak to bardzo się pomylili.  Nie można tu bowiem mówić o znanej z polski franczyzie.

 

Brak dodatkowych środków

Burmistrz Gido Oude Kotte z Aalsmeer widzi rozgoryczenie właścicieli. Uważa jednak, iż nie trzeba się zbytnio przejmować atakiem na polskie supermarkety. Jego zdaniem lokale tego typu w mieście nie potrzebują dodatkowej ochrony, a wszystkie działania w tej sprawie należy zostawić policji, która prowadzi dochodzenie.
Wśród lokalnej społeczności szerzą się jednak plotki. Niektórzy mówią o zazdrości konkurencji, inni o chęci pozbycia się Polaków. Część zaś wskazując na dwie eksplozje, widzi tu powiązania Polaków (chociaż w rzeczywistości właścicielami sklepu z Aalsmeer są Kurdowie) ze światem przestępczym. Wszystko to jednak tylko domysły. Prawdę musi ustalić policyjne śledztwo.

Więcej zdjęć można znaleźć na stronie:112meerlanden

pożary polskich supermarketów