Prokuratura umarza śledztwo w sprawie katastrofy kolejowej

Polak oskarżony o usiłowanie zabójstwa

Holenderska prokuratura po roku dochodzenia zdecydowała, że nie będzie prowadzić śledztwa karnego w sprawie katastrofy kolejowej, do jakiej doszło w Voorschoten. Mimo, iż podczas zdarzenia zginęła jedna osoba, wszystko to jednak było zwykłym wypadkiem. Nie doszukano się tu czyjejkolwiek odpowiedzialności karnej.

Organy ścigania zdecydowały się, iż nie pociągną nikogo do odpowiedzialności karnej za wypadek kolejowy pod Voorschoten, w kwietniu ubiegłego roku. Prowadzone przez prokuraturę i inspekcję pracy dochodzenie nie wykazało, by ten tragiczny w swych skutkach incydent posiadał jakiekolwiek znamiona przestępstwa.

 

Katastrofa

Dokładnie rok temu, 4 kwietnia o godzinie 3:30 pociąg towarowy uderzył w dźwig budowlany. Na skutek potężnego kolizji zginął operator dźwigu, pracownik firmy budowlanej BAM, tej samej, o której obecnie jest głośno z racji upadku przęsła w Lochem, gdzie śmierć poniósł polski i belgijski pracownik migrujący. Kilka minut po tym wydarzeniu we wrak dźwigu uderzył pociąg pasażerski. Skład ten się wykoleił. Trzydziestu pasażerów na skutek wypadnięcia wagonów z torów odniosło większe lub mniejsze obrażenia.

 

Przyczyna wypadku

Co było przyczyną wypadku? Dźwig znalazł się w miejscu i czasie, w którym nie powinien się znaleźć. Nie powinien on wjeżdżać na torowisko, kiedy miały po nim przejeżdżać zgodnie z rozkładem dwa pociągi. Czyżby więc winni byli kierujący ruchem lub służby budowlane? Prowadzone przez rok śledztwo wykazało, że wszyscy wykonywali swoje obowiązki zgodnie z najwyższymi zasadami bezpieczeństwa. Komunikacja między pracownikami budowlanymi, pracującymi na feralnym odcinku torowiska, a koleją również przebiegała bez zarzutu.

 

Kierowca

Czyżby więc winny był operator dźwigu? Najpewniej to właśnie on wjechał pojazdem na tory. Służby jednak nie doszukały się żadnych poszlak czy dowodów, które wskazywałyby, iż było to działanie celowe, iż zrobił to specjalnie. Pozbierane na miejscu wypadku szczątki dźwigu również nie wskazywały na to, by pojazd ten doznał jakiejś awarii lub posiadał usterki techniczne powstałe wskutek zaniechania czy niedopełnienia obowiązków, które mogłyby doprowadzić do tragedii.

„W dźwigu nie stwierdzono żadnych usterek technicznych i nic nie wskazuje również na to, aby operator dźwigu zachorował (zasłabł - red.) lub celowo umieścił dźwig przed pociągiem towarowym” – przekazała prokuratura. W efekcie sąd mający zająć się tą sprawą stwierdził, iż doszło do wypadku, zwykłego zbiegu okoliczności i sprawę zamknięto. Dlaczego więc w przypadku wypadów drogowych toczą się takie postępowania? Tam również, gdy sprawca ginie, sprawa jest umarzana. Nie da się bowiem pociągnąć do odpowiedzialności kogoś, kto nie żyje.

 

Źródło: Nu.nl