Ewakuacja Venlo, kolejne miasta pod wodą

Powódź w Holandii nakaz ewakuacji Holendrów

Deszcz, strach, nerwowe oczekiwanie. W końcu zawodzący dźwięk alarmu przywodzący na myśl syrenę przeciwlotniczą z okresu II Wojny Światowej. Starsi mieszkańcy rejonu Meerssen doskonale znali ten dźwięk związany z nalotami. Oznaczał on jedno, trzeba było uciekać, bo zaraz spadną bomby. 16 lipca 2021 roku na ucieczkę było już za późno, a pozostali w domach mieszkańcy musieli zmierzyć się z równie dewastującą co naloty siłą wody.

Czym był spowodowany alarm? O sprawie wspominaliśmy już wczoraj. Pomimo heroicznych wysiłków strażaków, armii i dziesiątek zwykłych Holendrów nie udało się utrzymać frontu walki z powodzią. Woda przerwała wał w Meerssen i zaczęła wdzierać się na pola i tereny mieszkalne. Wtedy to służby wydały krótki komunikat. Nie ma czasu na ewakuacje, mieszkańcy zagrożonych terenów dla swojego bezpieczeństwa proszeni są o zamknięcie okien i drzwi oraz udanie się na wyższe piętra domów. Wszystko zapowiadało więc jedno jedną z najbardziej dramatycznych nocy w kraju od dekad.

Zostańcie w domach

Czemu władze nakazały mieszkańcom pozostać w domach? By uniknąć sytuacji znanych z filmów katastroficznych, kiedy to żywioł/kosmici dopadają ludzi na drodze. Pomimo jednak apeli, paniki nie udało się uniknąć. Część mieszkańców Bunde, Voulwames, Brommelen i Geulle słysząc syreny, postanowiło spróbować uciec. Wsiedli do samochodów i pojechali, przez co w wielu miejscach doszło do poważnych zatorów. Na szczęście filmowe scenariusze się nie sprawdziły i woda nie zmyła aut wraz z pasażerami. Gdy mieszkańcy domków jednorodzinnych przenosili drogie sprzęty na wyższe pietra lub pakowali samochody, rolnicy walczyli o zwierzęta. Farmerzy musieli bowiem ewakuować nie tylko siebie, ale również setki krów, owiec, koni w wyżej położone tereny, tak by nie stracić źródła swoich dochodów, a zarazem czworonożnych przyjaciół.

Wyrwa

Za wszystko odpowiadał przerwany wał. Początkowa wyrwa miała wymiary metr na metr, ale otwór systematycznie się powiększał. Wczoraj późnym wieczorem, wyrwę w wale Meerssen na szczęście udało się załatać. Niestety jak przyznali ratownicy „łata” ta jest kompletną prowizorką, a cała struktura jest tak przesiąknięta wodą, iż jest wyjątkowo niestabilna. Ponadto woda zaczyna przesiąkać przez masy ziemi. Dlatego też pomimo nieco lepszej sytuacji niż początkowo zakładano, ludzie nadal proszeni są o zachowanie czujności.

Na własne ryzyko

Ową czujność mieli zachować przede wszystkim mieszkańcy Aijen i Bergen na północy Limburgii. Władze doradziły im pilną ewakuację. Tym którzy zostali, powiedziano, iż robią to na własne ryzyko. Jeśli bowiem stan Mozy się podniesie i wały nie wytrzymają, ludzie ci mogą zostać pozostawieni sami sobie. Manon Pelzer, burmistrz Bergen stwierdził, iż sytuacja może być tak zła, iż nie dotrą do nich służby ratownicze. Dlatego mieszkańcy powinni powstrzymać się od korzystania z gazu, prądu (by uniknąć pożarów), a także pod żadnym pozorem nie starać się wypompowywać wody z piwnicy (jeśli taką posiadają). Działanie to może naruszyć fundament i sprawić ze cała konstrukcja popęka.

Venlo

Jednym z większych miast na drodze fali powodziowej w nocy z piątku na sobotę jest Venlo. Fala szczytowa ma tam dotrzeć około godziny 3:00. Dlatego już wczoraj wieczorem służby ratunkowe rozpoczęły masową ewakuację mieszkańców. Swoje domy opuściło ponad 10 000 osób. Ratownicy ewakuowali również szpital VieCuri. By tego dokonać, do miasta ściągnięto karetki z całego kraju, by te przewiozły pacjentów z daleka od zagrożenia.

Oprócz społeczności z Venlo noc poza domem muszą spędzić również ewakuowani powodzianie z Roermond, Roerdalen i wspomniana już ludność uciekająca przed przerwaniem grobli z Bunde, Eijsden, Margraten, Stein, Geulle i Grevenbicht, Tegelen, Steyl, Belfeld i Hout-Blerick.