Młodzi na swoim kontra pracownicy migrujący
W Gelderland mieszkańcy i władze zaczynają mówić o wyjątkowo nieprzyjemnej sytuacji. Wskazują oni, iż migranci zarobkowi coraz częściej osiedlają się w domach jednorodzinnych. W ten zaś sposób mają oni uderzać w rodowitych Holendrów, którzy chcą rozpocząć życie na swoim. Obie te grupy bowiem celują w tę samą niszę na rynku, w tanie domy i mieszkania, z tą tylko różnicą, iż kupujące lub wynajmujące nieruchomości agencje pośrednictwa mają o wiele więcej środków i po prostu płacowo wygrywają to współzawodnictwo.
Jak piszą radni gminy jeśli prowincja czegoś nie zrobi, będzie tylko gorzej i młodzi ludzie szukający swojego pierwszego mieszkania pozostaną z niczym. Już teraz, jak zaznaczają w liście skierowanym do wszystkich partii politycznych, sytuacja jest tragiczna. Dlatego też radni chcą, by politycy stworzyli koalicję, sojusz ponad partyjnymi podziałami, aby rozwiązać ten problem.
Co się dzieje
Jak wskazują samorządowcy, co roku na ich teren przybywa coraz więcej pracowników migrujących z Polski i Rumunii. Ludzie ci sami w sobie nie stanowią problemu. Władze cieszą się, iż gastarbeiterzy przyjeżdżają do nich. „Ci pracownicy migrujący są naprawdę potrzebni w wielu miejscach. Nie możemy się bez ich obejść” – mówi Nees Van Wolfswinkel z gminy Neder-Betuwe w rozmowie z AD, dodając: "Ale teraz widzimy, np., że odchodzą doświadczeni polscy pracownicy – ludzie, których nie zawsze trzeba szkolić. Wyjeżdżają do Niemiec lub Danii. Nie dlatego, że tam zarabiają więcej, ale dlatego, że mieszkalnictwo jest tam lepiej zorganizowane”.
Dwa problemy, ten sam powód
Van Wolfswinkel wskazuje więc na dwa problemy. Z jednej strony na ich teren przyjeżdża dużo nowych pracowników. Z drugiej, ci doświadczeni, którzy zżyli się z tym społeczeństwem, opuszczają rejon, ponieważ władze nie mogą im zagwarantować należytych warunków lokalowych.
Tych samych warunków nie da się też zagwarantować nawet młodym Holendrom, którzy chcieliby wynieść się od rodziców. Dla jednych i drugich po prostu nie ma wolnych domów, by mogli w nich spokojnie żyć. Tzn. domy są, ale są szybko wykupowane przez agencje pracy, które lokują w nich dziesiątki nowoprzybyłych. W efekcie dla Holendrów jak i dla, np. Polaków, którzy mają tu dobrą pracę (już bez pośrednictwa agencji) i chcieliby zamieszkać na stałe, nie ma miejsca.
Rozwiązanie
Jakie jest rozwiązanie tego problemu? Trzeba stawiać nowe domy, nie jednak dla miejscowych, ale dla migrantów. Potrzebne są hotele robotnicze, kompleksy specjalnie przygotowanych „polskich domków” tak, by gastarbeiterzy mogli mieszkać w godziwych warunkach. By agencje miały ich tym samym gdzie zakwaterować i nie podbierały one domów na rynku pierwotnym i wtórnym z klasycznego budownictwa.
Inwestycje te, zdaniem władz regionu, trzeba rozpocząć jak najszybciej. Obecnie bowiem na tamtejszym obszarze przebywa około 65 000 migrantów zarobkowych, a ma ich być jeszcze więcej. Szacunki na 2030 mówią aż o 90 tysiącach.
Niech się inni martwią
Trzeba więc budować dla migrantów i władze regionu chcą to robić. Na każdym kroku spotykają się jednak z oporem społeczeństwa. To bowiem nie chce mieć w okolicy osiedli lub hoteli z migrantami zarobkowymi. Z drugiej jednak strony ci sami ludzie piszą często listy do władz z pretensjami, iż ich nieruchomości tracą na wartości, bo agencje pracy kupują pustostany w okolicy i lokują tam migrantów zarobkowych. Widać tu więc brak spójnego myślenia i wyjaśnienia społeczeństwu, iż przybysze z Polski, Rumunii czy innych krajów muszą gdzieś mieszkać. Jeśli zaś nie mają dedykowanej infrastruktury, to muszą korzystać z tego co jest.
Dlatego też samorządowcy chcą, by władze prowincji albo nawet decydenci w Hadze zadziałali odgórnie i rozwiązali ten problem. Inaczej bowiem, biorąc pod uwagę opór społeczeństwa na poziomie gmin, prace raczej nie ruszą. W efekcie bez mieszkań zostaną nie tylko gastarbeiterzy, ale i sami Holendrzy.
Źródło: AD.nl