Minister blokuje Islamski Uniwersytet w Rotterdamie

Kto odpowiada za ewakuację szkół

Jakiś czas temu informowaliśmy o problemach muzułmańskiej szkoły, w której kadra miała powiązania z organizacjami terrorystycznymi. Teraz poważne problemy spotkały Islamski Uniwersytet Europy w Rotterdamie.

Minister szkolnictwa wyższego Ingrid van Engelshoven, wycofała na początku tego tygodnia akredytacje dla muzułmańskiego uniwersytetu znajdującego się na Statenweg w Rotterdamie. Oznacza to, iż placówka nie może nadawać na mocy prawa dyplomów swoim studentom uprawniających ich do posługiwania się tytułem naukowym. Zabieg ten w praktyce to jednak tylko czysta biurokratyczna formalność, ponieważ studenci już dawno uciekli z tej placówki.

Na początku był chaos

Islamski Uniwersytet Europy w Rotterdamie był swego rodzaju czarną owcą na mapie szkolnictwa wyższego Niderlandów. O uczelni tej było głośno tylko z powodu negatywnych zdarzeń. W końcu sytuacją zainteresowało się holenderskie ministerstwo szkolnictwa wyższego, dając władzom placówki trzy miesiące, by zaprowadzić w jednostce porządek. To jednak się nie udało, niektórzy wątpią nawet, by ktokolwiek próbowała ogarnąć panujący tam chaos.

 

Chaos, niezapłacone pensje, wyłudzenia, donosy i oszustwa finansowe. Tak wyglądała rzeczywistość Islamskiego Uniwersytetu w Rotterdamie.

Co się działo?

Uniwersytet upadł na skutek długiej listy problemów i nadużyć. Na pierwszym miejscu należy wymienić milionowe oszustwa i defraudacje państwowych środków. Kłótnie kadry na podłożu naukowym, ekonomicznym, a nawet etniczno-religijnym również były na porządku dzienny. Do tego dochodziła atmosfera ciągłych podejrzeń, donosy na kolegów czy studentów. W kwestii administracyjnej panował zaś całkowity bałagan. Nie można było wskazać ludzi odpowiedzialnych za poszczególne zadania w placówce. Do tego wszystkiego dodać należy jeszcze ogromne problemy z niewypłacaniem wynagrodzeń dla kadry pedagogicznej. Wszystko to zaś uderzało w uczących się tam studentów.

Iskierka nadziei

Część kadry miała dość takiego stanu rzeczy i poszła do sądu walczyć o swoje wynagrodzenia. Wymiar sprawiedliwości przyznał oczywiście rację wykładowcom i nakazał uniwersytetowi wypłacenie zaległych angaży. W lutym przez chwilę istniała iskierka nadziei, że placówkę uda się uratować. Znalazło się bowiem zewnętrze finansowanie, które miało pokryć część długów uczelni. Niestety chaos był jednak na tyle duży, że inwestor bardzo szybko wycofał swoje wsparcie. W tym samym czasie również wykładowcy rozwiązali umowy z uniwersytetem z winy władz uczelni.

 

Po trzech miesiącach, jakie dała muzułmańskiej uczelni Pani Minister, placówka nie wykazywała żadnej poprawy. Wedle wielu obserwatorów było nawet gorzej niż wcześniej. Dlatego też nie dziwi fakt, iż minister wycofała akredytację dopiero w drugiej połowie czerwca. Biorąc jednak pod uwagę to, iż praktycznie od marca w placówce nie było nikogo, ani studentów, ani personelu działanie to było czystą formalnością, ponieważ nie było komu nawet dać, ani wręczyć dyplomu.