Mieszkańcy „gorszych dzielnic” bez szczepień

Mieszkańcy „gorszych dzielnic” bez szczepień

Mieszkańcy „gorszych dzielnic” bez zastrzyku przypominającego w Rotterdamie. Lekarze alarmują o luce w systemie szczepień, która może doprowadzić do tego, iż jeszcze więcej chorych padnie ofiarą nowej mutacji koronawirusa szerzącej się w Królestwie Niderlandów.

Jak alarmują w holenderskich mediach lekarze: Robin Peeters z Erasmus MC i lekarz rodzinny- Shakiba Sany, w Rotterdamie narasta poważny problem z wykluczeniem medycznym. Mieszkańcy „gorszych”, biedniejszych dzielnic dużo rzadziej przyjmują zastrzyki przypominające, przez co są o wiele bardziej narażeni na zakażenie Omikronem niż inni mieszkańcy. W efekcie lekarze opowiadają się za jak najszybszym zwiększeniem liczby punktów szczepień. Nie tylko w centrach dużych miast czy galeriach handlowych, ale też i na obrzeżach oraz w biedniejszych dzielnicach, tak by każdy chętny mógł udać się do takiej placówki typu „walk in” i przyjąć swoją dawkę szczepionki.

 

Lekarze wskazują, iż nie chcą zamykać dużych punktów szczepień. Zauważają jednak, że aby równomiernie wyszczepić miejską społeczność trzeba przenieść część personelu i otworzyć małe, „sąsiedzkie” punkty szczepień. Mówiąc inaczej, lekarze chcą powtórzyć to co działo się podczas pierwszej serii zastrzyków. Tak, by każdy mieszkaniec miasta miał punkt „za rogiem”.

 

Świadomość społeczna

Nie chodzi tu bowiem tylko i wyłączanie o samo ukłucie. Ogromną rolę odgrywa również edukacja. Obecnie w „dobrych” dzielnicach takich jak Kralingen i Hillegersberg, prawie 50 procent mieszkańców w wieku powyżej 45 lat, zgłosiło się po trzecią dawkę. Im zaś biedniejszy region, tym ten procent spada. Wiele wspólnego z tym ma wiedza. Część mieszkańców jest tam gorzej wyedukowanych, przez co łatwiej dają się zwieść wszelkiego rodzaju teoriom spiskowym, czy hasłom o szkodliwości iniekcji głoszonym przez antyszczepionkowców. Trudniej im bowiem dotrzeć do rzetelnych, sprawdzonych informacji. Dlatego też taki sąsiedzki punkt szczepień ma pełnić też rolę edukacyjną. Tak, by np. podczas porannej przechadzki po bułki mieszkańcy mający obiekcję czy się szczepić, mogli tam wejść, porozmawiać z ekspertami i znaleźć odpowiedzi na swoje pytania. Gdy zaś człowiek po takich konsultacjach zdecyduje się na zastrzyk, mógł go od razu przyjąć. Wielu bowiem do tej pory jako powód niezaszczepienia podaje brak czasu, ponieważ musieliby jechać gdzieś daleko tramwajem lub autobusem.

 

Zwiększone ryzyko

Za takimi „sąsiedzkimi” punktami szczepień przemawia również to, iż w biedniejszych dzielnicach wielu ludzi, choćby z racji na niższe zarobki, ma gorszą kondycję zdrowotną. Są więc bardziej podatni na ciężki przebieg zakażenia.

Czy jednak pomysł, który wskazują lekarze z Rotterdamu, zostanie wprowadzony w życie? Trudno powiedzieć. Za wszystkim bowiem stoją pieniądze. Otwarcie dodatkowych punktów to zaś kolejne koszty i trudno powiedzieć czy miasto sobie na nie pozwoli.

 

źródło: Nu.nl