Miała być wielka atrakcja, a była chwila zabawy dla wandali

600 kg fajerwerków w domu jednorodzinnym

Największy dmuchany wodny park rozrywki w Holandii umieszczony w strefie rekreacyjnej Vlietland ,w Leidschendam miał być magnesem na turystów. Miejscem, gdzie radośnie mogły spędzić czas rodziny z dziećmi. Miał, ale zanim park zaczął działać na pełnych obrotach, stał się obiektem zainteresowania wandali i poszedł na dno.

Cała budowla została zniszczona w nocy z poniedziałku na wtorek. O sprawie w mediach społecznościowych poinformował lokalny funkcjonariusz, John Heij, który w instagramowym wpisie wzywa wszystkich świadków do zgłaszania się na policję. Wszystko po to, by jak najszybciej ująć wandala lub wandali, którzy uderzyli w Vlietland.

 

Trzy tygodnie

Dmuchany kompleks, pływający na wodach kąpieliska, miał być jedną z głównych atrakcji regionu. Jego uroczyste otwarcie miało miejsce 1 czerwca. Obsługa szykowała się do odwiedzin masy turystów z racji zbliżających się wakacji. Niespełna trzy tygodnie po otwarciu ktoś postanowić zadrwić z ludzkiej pracy i wysiłku, i całkowicie zniszczyć obiekt. By to zrobić nie potrzebował ani zbyt dużo siły, ani zbyt dużo czasu. Wystarczył nóż lub inne ostre narzędzie, by rozciąć gumy ogromnych pontonów i sprawić aby wszystko zatonęło, ukazując nowemu właścicielowi obiektu wyjątkowo ponury widok we wtorkowy poranek.

 

Poszukiwania sprawców

Podczas gdy obsługa kąpieliska stara się wyciągnąć na brzeg, osuszyć i jakoś załatać, doprowadzając do użytku zniszczone sprzęty, policjanci poszukiwali i dalej poszukują sprawcy. Powodzenie obu tych działań będzie jednak graniczyć z cudem. Jak wskazuje właściciel, nie ma on czasu ani środków na naprawę, a tym bardziej zakup nowego dmuchanego toru przeszkód. Wyjątkowo trudno będzie więc zacząć od nowa. W grę nie wchodzą również pieniądze z ubezpieczenia. Park bowiem znajduje się na terenie publicznym, nie można więc go zabezpieczyć i ubezpieczyć. Owa otwartość akwenu może sprawić również ogromny problem policji. Każdy mógł tam wejść, przepłynąć kawałek, zniszczyć dmuchane przeszkody i odpłynąć niezauważonym.

 

Wiedział co robi

Tropem w dochodzeniu, zdaniem właściciela, może być to, iż ten, kto dopuścił się zniszczenia kompleksu, wiedział co robi.  Dmuchańce łatwo uszkodzić, przedziurawić. Łatwo je jednak też załatać. Zwykłe więc nacięcie nie byłoby problematyczne. W tym przypadku jednak rozcięcia są na tyle duże i wykonane w pewnych newralgicznych miejscach, które praktycznie uniemożliwiają naprawę. Wiele więc wskazuje, iż osoba, która to zrobiła, wiedziała, jak całkowicie znaczyć sprzęt.

 

Właściciel się nie poddaje

Mimo poważnych strat właściciel nie zamierza jednak się poddać. W najbliższym czasie mają dotrzeć do niego ostatnie, zamówione wcześniej, elementy toru. Z nich i z cudem uratowanych części chce złożyć mniejszy, krótszy, by zapewnić atrakcję dzieciom. Oprócz tego planuje również skupić się nieco bardziej na gastronomii i lokalnych domkach wakacyjnych, by móc zaoferować gościom inne atrakcje przemawiające za przyjazdem. Park dmuchanych przeszkód o powierzchni ponad 2500 metrów kwadratowych nie wróci już bowiem do pierwotnej formy.

 

Źródło:  Ad.nl