Mark Rutte został nowym sekretarzem generalnym NATO
To, o czym pisaliśmy od dłuższego czasu, wreszcie stało się faktem. Po 10 latach ze stanowiska sekretarza generalnego Paktu Północnoatlantyckiego odszedł Jens Stoltenberg. Jego miejsce na fotelu zajął nie kto inny jak namaszczony do tej funkcji, już wiele miesięcy temu, były premier Królestwa Niderlandów – Mark Rutte.
Zmiana na fotelu „szefa” NATO miała miejsce we wtorek. Norweg, odchodząc ze stanowiska, z dumą stwierdził, że to za jego kadencji Pakt przeszedł największą transformację w swojej historii. Jest to niewątpliwie prawda. Nie da się bowiem nie zauważyć, że w porównaniu do 2014 liczba żołnierzy w gotowości bojowej lub do tak zwanej szybkiej reakcji zwiększyła się z kilku tysięcy do blisko pół miliona. Członkowski wymóg wydawania na obronność co najmniej 2% PKB realizują obecnie aż 23 państwa. Pytanie jednak, czy to faktycznie dzięki działaniom Stoltenberga, czy też napaści Rosji na Ukrainę, która był szokiem dla wielu stolic i kubłem zimnej wody na głowę wszystkich tych, którzy wierzyli, że wiek wojen jest już dawno za nami.
Kompromis
Norweg, śmiejąc się, że zwolni biuro w ciągu zaledwie kilku godzin, komplementował swojego następcę. Wskazał bowiem na to, o czym mówili już wszyscy, gdy padała jego kandydatura. Rutte to człowiek znany w światowej polityce, który potrafi być twardy, ale co jeszcze ważniejsze, potrafi też budować kompromisy.
Trudne czasy
Rutte obejmuje stanowisko w bardzo trudnym momencie. Na wschodniej flance Paktu trwa wojna. Względny spokój na Bliskim Wschodzie również runął. Pacyfikacja Strefy Gazy, atak na Liban, odpowiedź Iranu. Do tego dochodzą jeszcze kwestie związane z Tajwanem i możliwą groźbą inwazji Chin. Wreszcie sytuacja w USA i wielki znak zapytania co do przyszłego prezydenta. Jeden z kandydatów stwierdził bowiem, iż należy Rosji oddać część Ukrainy. Wielu wtedy przypomniało sobie o Konferencji w Monachium, kiedy to zgodzono się oddać Hitlerowi Czechosłowację, a premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain stwierdził, że „Uratował pokój dla naszego (swojego - red.) pokolenia”.
Wyzwanie
Kadencja Rutte będzie więc dla niego wielkim wyzwaniem o wiele większym niż zarządzanie polityką krainy tulipanów. Holender jednak jest gotowy na nowe i nie boi się tego co przyniesie przyszłość.
Nie obawia się też o kwestię Ukrainy po wyborach w Stanach Zjednoczonych. „Znam oboje kandydatów bardzo dobrze. Pracowałem cztery lata z Donaldem Trumpem, który wywierał presję na nas, aby wydawać więcej i osiągnął to. (…) Trump wywierał na nas także presję, jeśli chodzi o Chiny i miał rację” – powiedział polityk cytowany przez dziennikarzy Polsatu. Rutte zapowiedział też stanowczo, iż nie zostawi Ukrainy samej i że widzi ją w NATO.
Czy faktycznie sprosta temu zadaniu? Czas pokaże.
Źródło: Polsatnews.pl