Lepkie ręce 53-letniego Krzysztofa, czyli okradanie bezbronnych

Lepkie ręce 53-letniego Krzysztofa, czyli okradanie bezbronnych

Mężczyzna jak gdyby nigdy nic wszedł do lokalu. Stanął przy ladzie i zamówił kawę. Za gorący napój zapłacił gotówką. Gdy mężczyzna za barem zaczął przeliczać drobne monety, odwracając wzrok do gościa, 53-latek jednym szybkim ruchem zgarnia z barowej lady słoiczek z napiwkami dla obsługi i momentalnie chowa go pod kurtką.

Tak mniej więcej wyglądała taktyka polskiego złodzieja Krzysztofa S. w każdym z jego czterech listopadowych skoków na lokale gastronomiczne, w których pracują ludzie mający ograniczenia w pełnym dostępie do rynku pracy: osoby niepełnosprawne umysłowo. Za każdym razem S. brał na cel słoiczek czy inną skarbonkę na napiwki. Te dobrowolne datki, wrzucane przez klientów zabrał z Happy Tosti w Deventer, Brownies i Downies w Zutphen, Brownies and Downies w Assen i Nienke's w Enschede.

 

Monitoring

Mężczyzna miał z pozoru dobry plan. Wątpliwe było bowiem, by ludzie z zespołem Downa rzucili się za nim w pościg, nawet gdyby zorientowali się, iż Polak wyniósł ich napiwki. W niektórych z tych lokali były jednak kamery monitoringu, które wszystko nagrały, dając prokuratorowi doskonały i niepodważalny dowód.

 

Przed sądem

Na nagraniach tych było też widać charakterystyczną fryzurę mężczyzny i plecak. Dlatego policja nie miała problemów z jego złapaniem, zwłaszcza iż w Enschede pracownik poznał jego podstęp i zrobił awanturę, przez którą Krzysztof opuścił szybko lokal. Policji udało się go jednak namierzyć i zatrzymać. Złodziej przyznał się funkcjonariuszom do tego co zrobił. Nie skończyło się na mandacie. Sprawa ta została skierowana przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Odpowiada on tam za trzy kradzieże i jedno usiłowanie kradzieży (jeden okradziony lokal nie chciał męczyć pracowników sprawą sądową). 53-latek jednak nie stawił się w sądzie. Jego obrońca przekazał, iż stracił kontakt z obcokrajowcem i nie ma on obecnie pojęcia, gdzie przebywa jego klient.
To jednak nie przeszkadzało ani prokuratorowi, ani wysokiemu sądowi. Obie te instytucje traktowały sprawę bardzo poważnie.

 

Ogromny wpływ

Wszystko dlatego, iż nie były to normalne restauracje a miejsca, w których pracują ludzie często bardzo emocjonalni. W efekcie, jak wskazuje prokurator, kradzież czasem kilkunastu czy kilkudziesięciu euro miała bardzo duży wpływ na pracowników. "Praca, którą wykonują, sprawia im wiele przyjemności i uznania. Słoik na napiwki jest tego częścią. Pieniądze przeznaczane są na ciekawe wycieczki. Kradzież wpływa na ich poczucie bezpieczeństwa i zaufanie do innych ludzi” – powiedział oskarżyciel.
Dodał również, iż po tej kradzieży wielu pracowników z zespołem Downa, po prostu bało się przyjść do pracy.

 

Wyrok

Sąd po rozpoznaniu sprawy zgodził się z pomysłem prokuratora i skazał mężczyznę na cztery tygodnie więzienia, z czego dwa zostały mu warunkowo zawieszone. „Wszystko wskazuje na to, że działał bardzo świadomie i dlatego wybrał te restauracje. To poważne przestępstwo, ponieważ wziął na cel grupy osób niepełnosprawnych. W Holandii istnieje wiele innych sposobów zdobycia pieniędzy na pożywienie i schronienie” – powiedział w uzasadnieniu sędzia, dodając: "To naprawdę bardzo nieprzyjemne fakty. Wykorzystywał ludzi, którzy byli może nieco mniej bystrzy. Bardzo go za to winię”.
Sąd nie chciał ani kary prac społecznych, ani grzywny, ponieważ Krzysztof nie ma ani stałego miejsca zamieszkania w Holandii, ani stałych dochodów. W sumie kara więzienia też zbyt dużo może nie dać, ponieważ nawet nie wiadomo, czy skazany nadal jest w Holandii.

 

Źródło:  AD.nl