Krew i rany cięte – kontrowersyjne szkolenie uczniów
Nauka pierwszej pomocy w szkole, temat chyba tak zwyczajny, iż nikt nie poświęca temu większej uwagi. Wiele osób uważa, że nauka sztucznego oddychania czy masażu serca to podstawa, którą powinien znać każdy. Kurs jednak jaki prowadzi weteran Johan Hoogendijk w niderlandzkich szkołach wywołał spore zamieszanie. Dlaczego?
To, czego uczy młodzież były wojskowy, dla wielu jest bowiem jak uderzenie w twarz. Cios ten wyprowadza nie oficer swoimi poglądami, a rzeczywistość, która skłoniła żołnierza do rozpoczęcia takiego szkolenia. Młodzi uczą się na nim nie tyle, iż trzeba wykonać 30 uciśnięć na przemian z dwoma oddechami ratowniczymi, a tego jak postępować w przypadku pchnięcia nożem.
Smutna prawda
Czy taka nauka, ocierająca się niemal o medycynę pola walki, nie jest zbyt trudna i brutalna dla nastolatków? Wielu dorosłych zadaje sobie takie pytanie. Dane są jednak nieubłagane. Coraz więcej dzieci posiada broń białą i coraz częściej słychać o incydentach z udziałem noży wśród nieletnich.
„Wykrwawisz się na śmierć w ciągu pięciu minut” – mówi Johan Hoogendijk wskazując, iż naprawdę lepiej by w tym momencie w okolicy był człowiek, który wie, co robić.
Na powietrzu
Zajęcia z młodymi ludźmi nie odbywają się w salach. Przykładowo w Delfshaven wojskowy uczył dzieci w parku. „Trening na świeżym powietrzu jest bardzo dostępny, o wiele lepszy niż w sterylnym pomieszczeniu” – mówi weteran, wskazując, iż im bardziej naturalne warunki, tym więcej ze szkolenia zostaje w głowie.
Dlatego też oprócz zająć w plenerze mężczyzna ma ze sobą pełną torbę rekwizytów, w tym sztuczną krew czy gumowe fragmenty ludzkiego ciała. „Zabieram to wszystko ze sobą, żeby mogli na to spojrzeć spokojnie. Ponieważ widzą to przed sobą i staje się to o wiele bardziej konkretne. To naprawdę może ci się przydarzyć” – mówi oficer.
Rozmowa
Żołnierz przeprowadza szkolenia w różnych grupach wiekowych, od szkół podstawowych do uniwersytetów. W większości przypadków wyglądają one podobnie. Rozmowa, teoretyczne podstawy, a potem praktyka, dużo praktyki. Praktyka ta to jednak nie wzajemne bandażowanie się kolegów. Mężczyzna dzięki sztucznej skórze i krwi potrafi odwzorować rany tak, jak one naprawdę wyglądają. Rany, z których potrafi cały czas wypływać krew. Dla niektórych może się to wydać odrażające. Trzeba jednak pamiętać, iż im więcej młody człowiek naogląda się tego podczas szkolenia, tym mniej będzie panikował, gdy faktycznie dojdzie do takiej sytuacji (będzie oswojony z widokiem). To zaś oznacza, iż są większe szanse, że zachowa zimną krew i uratuje swojego kolegę.
Nie musi być pięknie
Nie tylko jednak posoka i charakter ran wyróżniają te szkolenia dla dzieci. Wojskowy wskazuje też na improwizację. Gdy dojdzie do ataku, np. podczas spaceru w parku wątpliwe, by ktoś miał przy sobie apteczkę. Trzeba więc improwizować. „Uczniowie muszą jak najszybciej zatamować krwawienie, zawiązując je, np. podartym kawałkiem koszulki” – mówi wskazując iż trzeba umieć wykorzystać to co ma się akurat pod ręką. Nie ma być więc pięknie, ładnie i równo. Ma być skutecznie.
Czy tego typu szkolenia są konieczne? Wystarczy spojrzeć na wydarzenia z lutego tego roku. Kiedy to jeden 13-latek pchnął nożem swojego rówieśnika. Gdyby ofiara wiedziała, jak zatamować takie krwawienie lub wiedział to ktoś z ludzi, u których nastolatek szukał pomocy, chłopiec miałby większe szanse na przeżycie.
Źródło: AD.nl