Koszmar 10-latki, wszystkie służby zawiodły

10-letniej dziewczynce z Vlaardingen już nic nie grozi, ale..

Wracamy do sprawy 10-letniej dziewczynki z Vlaardingen, która w ciężkim stanie trafiła do szpitala i teraz walczy w nim o życie. Jej opiekunowie zastępczy, podejrzewani o usiłowanie zabójstwa, są w celi. Tym, co jednak jest najsmutniejsze w tej sprawie to to, iż tragedii można było uniknąć. System jednak nie uwierzył dziecku i za każdym razem oddawał je w ręce katów.

Nowe informacje w sprawie 10-latki są wyjątkowo przygnębiające. Okazuje się bowiem iż ta młoda osóbka chciała się ratować. Jak wskazują niderlandzkie media, informowała o swoim losie szkołę, biologiczną matkę, nawet całkowicie obce jej osoby. Wszystkim mówiła, iż jest wykorzystywana, iż opiekunowie się nad nią znęcają. Władze były jednak głuche na te alarmy, które przekazywała prawdziwa matka czy sąsiedzi. Nie zrobiono nic, aż w końcu doszło do tragedii.

 

Aresztowanie

Przypomnijmy w wielkim skrócie. Kilka dni temu 10-latka w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Zawiozła ją tam rodzina zastępcza. Stan dziewczynki był na tyle zastanawiający, iż lekarze powiadomili policję. Ta zaś rozpoczęła śledztwo i wkrótce aresztowała rodziców zastępczych, podejrzewając ich o poważną napaść, a nawet o usiłowanie zabójstwa.

Kilka dni temu, więc wszystko wyglądało tak, jak powinno. Dziecko trafia do szpitala, lekarze alarmują. Policja interweniuje. Szybko jednak stało się jasne, iż koszmar 10-latki trwał dużo dłużej. Pierwsze prośby o pomoc, o ratunek z jej strony pojawiły się już bowiem kilka miesięcy temu. Wtedy jednak służby je zignorowały.

 

Supermarket

Na początku grudnia 10-latka zgłosiła się do pracownika lokalnego supermarketu i powiedziała mu, że nie może już chodzić. Pracownik postanowił dać jej trochę odpocząć i zaprowadził ją na magazyn. Tam przekazała mu, że jest bita w domu. Sklepikarz, nie wahał się ani chwili. Zawiadomił policję. Wtedy to sfotografowano obrażenia na jej nogach. Policja jednak nie do końca wierzyła dziecku, nie było bowiem pewne, czy sińce powstały na skutek znęcania się. Rodzicom nie zrobiono nic. 10-latka wróciła do nich.

 

Szkoła

Pod koniec grudnia, dziewczynka powiedziała nauczycielom w szkole, iż rodzice zastępczy na nią krzyczą i ją biją. Dodała, iż czasem za karę musi stać nago w ogrodzie. Szkoła nie zawiadomiła policji, a... rodziców. Po konsultacji z matką zastępczą, która się wyparła, pedagodzy oddali 10-latkę kobiecie, być może uważając, iż uczennica ma zbyt wybujałą fantazję lub chce dopiec opiekunom.
Kilka dni później w przypływie bezsilności ofiara mówi o wszystkim ludziom w centrum handlowym. Wagarowiczkę zabierają jednak nauczyciele i znów odwożą do domu. Pojawiają się nawet podejrzenie ze strony szkoły. Dziecko może symulować i samemu robić sobie krzywdę.

Biologiczna matka

O stanie 10-latki dowiedziała się też jej biologiczna matka. Ta uwierzyła córce. Przekazała obawy swojemu prawnikowi. Ten zeznał, iż jego klientka bała się stracić kontakt z rodziną zastępczą, bo uważała, iż coś złego dzieje się z jej córką. Sprawa nie została jednak podjęta, nie ruszyło śledztwo. Kto uwierzyłby matce, której dziecko musiało trafić do rodziny zastępczej.

 

Sąsiedzi

W pewnym momencie nawet sąsiedzi zauważyli, że coś jest nie tak. Dziewczynce ogolono piękne loki. W zimie wychodziła na dwór ubrana, tak iż trzęsła się z zimna. Było to dość dziwne. W końcu podnieśli alarm i zgłosili anonimowo podejrzenie przemocy domowej. Policja wszczęła śledztwo. Nic to jednak nie dało. Dochodzenie rzekomo trwało, ale dziecko nadal mieszkało z rodziną zastępczą.

 

Aresztowanie

Policja aresztowała rodziców zastępczych dopiero po tym jak 10-latka trafiła do szpitala.
Gdyby wcześniej tę sprawę potraktowano poważnie, być może teraz dziewczynka nie musiałaby walczyć o życie. Wszyscy jednak wierzyli rodzicom zastępczym. Ci bowiem musieli przejść odpowiednie testy i spełniać wymagania, by nimi zostać. Z założenia powinni więc być dobrzy. Jak się jednak okazuje, niekoniecznie.

 

 

Źródło: AD.nl