Koniec z protestami w Holandii? Rząd chce zmienić prawo
Czy to koniec protestów, jakie znamy w Królestwie Niderlandów? Władza zaczęła bliżej przyglądać się prawu do tego typu swobody wypowiedzi własnych obywateli, zastanawiając się, czy stworzone kiedyś przepisy dalej pasują do dzisiejszych czasów. Protestów jest bowiem coraz więcej, a ich uczestnicy coraz częściej naginają granice, wprowadzając zamierzony chaos.
Prawo do demonstracji jest "istotne" dla "zdrowego państwa demokratycznego", zauważa minister spraw wewnętrznych dodając: "Prawo to umożliwia ludziom wyrażanie swoich poglądów i uczestniczenie w debacie publicznej wraz z innymi". Z tymi słowami zgadzają się praktycznie wszyscy. Prawo do demonstracji jest prawem demokratycznego państwa prawa. Pojawił się jednak pewien problem.
Granica
Zdaniem polityków, przywilej ten to w ostatnim czasie jest bardzo wypaczany i nadużywany. Pewne grupy społeczne zaczęły go bowiem wykorzystywać jako narzędzie do uzasadniania systematycznego łamania prawa. "Prawo do demonstracji to wolność, którą należy pielęgnować. Ale widzimy również demonstracje, w których można zapytać: czy to naprawdę demonstracja, czy działanie dezorganizujące?" – wskazuje minister.
Autostrady
O co tu chodzi? Doskonałym przykładem są protesty ekologów na A12. Ich uczestnicy balansują na granicy prawa, często ją przekraczając. Gdyby ktoś ot tak sobie chciał zablokować ruch, zostałby ukarany. Wystarczy jednak ubrać to w szaty protestu klimatycznego i wielokrotna recydywa w tym zakresie kończy się tylko darmową przejażdżką autokarem na przedmieścia. Podobnie jest z paleniem Koranu, który często zamienia się w zamieszki spowodowane przez kontrdemonstrantów. Ich organizatorzy domyślają się, jak ich akcje mogą się skończyć, ale jednak to robią. Co więcej, robią to z tym większą premedytacją, uważając iż im większy chaos, tym większa medialna uwaga.
W efekcie demonstracje mogą naruszać inne prawa podstawowe i wolności obywateli, a nawet bezpieczeństwo Holandii. Tu przykładem mogą być protesty przed klinikami aborcyjnymi, gdzie pacjentki są nawet czasem opluwane i popychane przez aktywistów.
Koran
W efekcie władze w Hadze patrzą, jak zagranica radzi sobie z takimi sytuacjami. Wzrok gabinetu padł na przykład z Danii, gdzie zabroniono palenia Koranu. Czy jednak tak można? Sąd w Hadze uznał, iż jest to książka jak każda inna. Nie można też faworyzować jednej religii względem drugiej. Co z judaizmem i chrześcijaństwem, czy innymi mniejszymi wyznaniami? Czemu objąć rządowym wsparciem tylko muzułmanów? Muzułmanów, którzy w większości przypadków akcji związanej ze spaleniem Koranu nie są poszkodowanymi, ale agresorami przy tych protestach?
Niebezpieczna droga
Część politologów uważa, iż rząd powinien nie ingerować w prawo do demonstracji. Każde takie działanie może bowiem uruchomić lawinę i chęć do zmiany przepisów w efekcie aktualnych protestów. To zaś grozi tym, że za kilka lat prawo to zostanie tylko fasadą. Okaże się, iż człowiek ma możliwość demonstrować, ale… i tu pojawi się ogromna lista obostrzeń i kwestii, na które nie można wyrazić społecznego sprzeciwu. W tym momencie prawo obywatelskiego sprzeciwu stanie się tylko wydmuszką. Tego zaś nikt nie chce.
A czy Państwa zdaniem władza powinna ograniczyć prawo do demonstracji, jeśli tak to w jakim zakresie?
Źródło: Nu.nl