Koniec tanich lotów do Holandii?
Wielu naszych rodaków pracujących na stałe w Królestwie Niderlandów, zamiast wracać do Polski busem lub własnym samochodem, wybiera samolot jednej z tanich linii lotniczych. Problem jednak w tym, że już niedługo te tanie loty mogą się skończyć.
Samolotem do domu
Część pracowników migrujących, zatrudnionych już od lat w krainie tulipanów, pracuje na nieco innych warunkach niż „świeżaki”. Ludzie ci mają inne typy umów, wielu z nich pracuje już bezpośrednio u pracodawcy, bez udziału agencji. Osoby te wynajmują mieszkania i pokoje na własną rękę, są wiec całkowicie niezależni. W takiej sytuacji, gdy chcą wrócić do ojczyzny, spotkać się z rodziną mogą wybierać między busami, własnym samochodem czy samolotem. To ostatnie rozwiązanie dla ludzi mieszkających w Polsce, w okolicy lotnisk jest wręcz idealnym pomysłem. Zamiast kilkunastu godzin jazdy na podróżnego czeka 1,5 godziny lotu. Koszty zaś, w porównaniu z paliwem, jakie musi zatankować do własnego pojazdu, by dojechać i wrócić są porównywalne, a często nawet niższe (zwłaszcza gdy kupuje się bilet z wyprzedzeniem). Jest więc wygodnie, szybko i tanio. Idealnie, gdy np. chcemy odwiedzić rodzinę podczas dłuższego weekendu. Jest tylko jeden problem.
Polska polityka
W ostatnich dniach jak donosi portal Fly Free szef linii Ryanair napisał do premiera Mateusza Morawieckiego z prośbą o jak najszybsze spotkanie. Wszystko z racji podwyżek, jakie chce wprowadzić Polska Agencja Żeglugi Powietrznej. Wzrost cen sprawi, że tani przewoźnicy nie będą w stanie samodzielnie ponieść wyższych opłat. W efekcie oznacza to, że polscy pasażerowie odlatujący z naszych rodzimych lotnisk będą w owych kosztach partycypować. Mówiąc prościej, tanie linie przestaną być tanie, ponieważ podróżni zapłacą o wiele więcej za bilety. To zaś oznacza dwie rzeczy. Wyższe koszty to mniej chętnych na lot. Mniej chętnych to zaś mniejsze zyski i widmo ograniczenia liczby połączeń, czy też w skrajnym przypadku zakończenie lotów z Polski. To zaś może być potężnym ciosem dla wielu mniejszych lotnisk w naszym kraju, które to swoją egzystencję opierają głównie właśnie na tanich liniach lotniczych i czarterach.
Podwyżki
Nie tylko szef Ryanaira jest przerażony ogromnymi podwyżkami, jakie szykuje PAŻP. Przeciwko tym działaniom agencji rządowej protestują również inni przewoźnicy, biura podróży czy nawet porty lotnicze. O’Leary wskazuje, iż jeszcze przed pandemią wysokość opłat nawigacyjnych w naszym kraju była wyższa niż średnia unijna. Dla PAŻP było to jednak za mało. Szykuje bowiem obecnie dwie podwyżki. O 70% w przypadku opłat nawigacyjnych i 26% jeśli chodzi o opłaty transportowe. Wygląda to tak, jakby agencja była całkowicie oderwana od rzeczywistości. Jakby nie wiedziała, jak bardzo pandemia uderzyła w tę gałąź gospodarki i jak wielomiliardowe straty poniósł transport lotniczy.
Spotkanie
Dlatego też szef jednej z najpopularniejszych tanich linii lotniczych w Polsce chce spotkać się z naszym premierem. Liczy bowiem, iż uda się w rzeczowej rozmowie wyjaśnić mu podejście branży i nakłonić do rezygnacji z podwyżek. Czy to jest jednak możliwe? Część obserwatorów wskazuje, że są na to nikłe szanse. Rząd PiS zadłuża się bowiem na potęgę, stosując powszechne rozdawnictwo socjalne. By więc zapewnić sobie środki na dalsze tego typu działania, stara się opodatkować zagraniczne podmioty. Wszystko po to, by pokazać, iż Polska im nie popuści, nie będzie dla nich rajem podatkowym. Problem jednak w tym, tak jak wspominaliśmy wyżej, że za takie decyzje władz na końcu i tak zapłacimy my.