Kolejny alarm na pokładzie maszyny Transavia

Kolejny alarm na pokładzie maszyny Transavia

Pasażerowie samoloty linii lotniczej Transavia lecącego z Eindhoven na Gran Canarię mieli mocno przyśpieszoną procedurę opuszczenia samolotu. Zwykle, zanim personel otworzy drzwi i pozwoli ludziom opuścić pokład, trzeba odczekać długie minuty. W tym wypadku wszystko działo się wręcz natychmiastowo i ludzie biegiem opuszczali maszynę. Czemu? Załoga zarządziła ewakuację z racji pożaru na pokładzie.

Historia się powtarza

Lot z Eindhoven na Gran Canarię był rutynowy. W pewnym momencie jednak, gdy maszyna zbliżała się już do hiszpańskiej wyspy, w kabinie pilotów nagle rozbłysły alarmy o pożarze na pokładzie. Ogień miał pojawić się w ładowni samolotu. Z racji tego, iż była to sytuacja zagrażająca wszystkim na pokładzie, piloci przekazali informację do wieży kontroli lotów i przygotowywali się do awaryjnego lądowania. To jednak, mimo pewnych wprowadzonych procedur, dla laika wyglądało jak każde inne.

 

No to hop

Pasażerowie zrozumieli, iż faktycznie coś jest nie tak trochę później, gdy personel kabinowy zarządził ewakuację. Gdy tylko maszyna się zatrzymała, otwarto drzwi i rozwinięto zjeżdżalnie, po których pasażerowie mieli jak najszybciej opuścić samolot. Ewakuacja przebiegła pomyślnie, nikomu nic się nie stało. Ludzie byli jednak dość mocno zdziwieni, przekazano im bowiem informację o pożarze. Nikt jednak nie widział ognia, nikt też nie czuł dymu.

Strażacy

Gdy pasażerowie opuścili pokład, do akcji weszli strażacy, którzy ostrożnie sprawdzili całą przestrzeń bagażową. Po tej analizie mieli tylko jeden wniosek. Ognia nie było. Nie znaleziono żadnych oznak pożaru czy zadymienia, które mogłoby włączyć alarm. Dlaczego więc piloci dostali sygnał o pojawieniu się ognia, tego nie wiadomo.

Problemy

Pasażerowie, którzy mieli wrócić tą maszyną do Holandii, zostali zakwaterowani przez przewoźnika w hotelach. Ich wylot został bowiem opóźniony o dzień. Problem poirytowanych zmianą terminu lotu pasażerów to jednak nic w porównaniu z inną sprawą. To już drugi taki przypadek włączenia się alarmu pożarowego w maszynach tego przewoźnika w ostatnich tygodniach. Lot z Walencji do Eindhoven musiał zawrócić na lotnisko zaraz po starcie. Wtedy też rozległ się alarm, a nie znaleziono żadnych oznak ognia.

Transavia wskazuje, iż jest to czysty przypadek. Wiele osób zaczyna się jednak zastanawiać. Dwa identyczne przypadki awarii tak krótkim odstępie czasu i tylko u tego jednego przewoźnika? Wszystko to sprawia, iż dochodzenie w tej sprawie musi być wyjątkowo skrupulatne.
Nie można bowiem doprowadzić do sytuacji, iż piloci zaczną ignorować ten alarm, bo w pewnym momencie ogień na pokładzie może być prawdziwy.

 

 

Źródło:  NU.nl