Kobra – koniec wielkiej włóczęgi
Chyba nikt nie przypuszczał, iż po tak długim czasie zwierzę uda się odnaleźć. Ci zaś którzy jeszcze żywili jakąś nadzieje, raczej nie liczyli, iż gad przeżył. W efekcie odnalezienie jadowitej kobry z Lelystad było dobrą i radosną wiadomością dla wszystkich, od właściciela, przez żyjącą w strachu lokalną społeczność, aż do samego węża, który znów trafi do ciepłego domu z regularnymi posiłkami.
Przypomnijmy, kobra tarczowa uciekła z domu na Sund 20 lutego. Jeszcze tego samego dnia do budynku ściągnięto służby mające namierzyć gada, ale działania te nie przyniosły rezultatów. Z każdą dobą szanse na jego odnalezienie malały. Początkowo liczono, iż pomoże pogoda. Mimo iż był to najcieplejszy luty w historii, nie była to zbyt dobra pogoda na przechadzki po dworze dla gada. Gatunek żyjący bowiem na wolności w RPA lubi ciepły klimat. Uważano więc, iż tak jak opisywana jakiś czas temu na naszym portalu mamba zielona, kobra schowała się gdzieś w ścianie.
Obława
Dlatego też w budynku rozstawiono dziesiątki pułapek mających schwytać węża. Dni jednak mijały, a po gadzie nie było śladu. Niektórzy myśleli więc, iż zwierzę zdechło gdzieś między ścianami budynku lub wyszło na dwór i tam zmarło z zimna. Rzeczywistość okazała się jednak inna.
Coś tam się rusza
W poniedziałek pojawiła się informacja o dziwnym wężu na podwórku jednego z domów w sąsiedztwie. W tym momencie policji i służbom weterynaryjnym natychmiast zapaliła się lampka ostrzegawcza. Wydawało się to mało prawdopodobne, ale mógł to być poszukiwany gad. Poproszono więc gospodarzy, by się do niego nie zbliżali. Na miejsce zaś wysłano ekspertów. Ci zaś schwytali zwierzę, które faktycznie okazało się poszukiwaną kobrą.
W dobrym zdrowiu
Jak wskazują służby weterynaryjne ze schroniska dla węży znajdującego się niedaleko Lelystad gad jest w bardzo dobrej kondycji. Zwierzę owszem jest osłabione z racji niskich temperatur, szybko jednak dojdzie do siebie, a jego zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Wielka ucieczka
Okazuje się więc, iż wąż nie tylko uniknął zastawionych na niego pułapek, udało mu się też opuścić dom. „Zakwaterował” się najprawdopodobniej w piwnicy lub garażu u sąsiadów. Tam żył i polował, aż w końcu po miesiącu ktoś z mieszkańców Sund go dostrzegł.
Historia ta więc kończy się happy endem. Gad jest bowiem bezpieczny, a nikomu nic się nie stało.
Źródło: Nu.nl