Katastrofa lotnicza, której nie było
Wczoraj służby ratunkowe masowo brały udział w akcji poszukiwawczej w pobliżu wyspy Tiengemeten w Haringvliet. Powodem alarmu była informacja, iż rozbił się tam samolot sportowy. Po długiej akcji ratownikom udało się w końcu namierzyć wrak, stało się jednak jasne, iż nie był to aeroplan.
W czwartkowy poranek operator numeru alarmowego otrzymał wiadomość, iż z wody po południowej stronie wyspy Tiengemeten, wystają dwa duże koła. Z racji tego, iż dzwoniący nie wiedział, do czego one mogą należeć, założono, iż na powierzchnię mogło wystawać podwozie samolotu sportowego, przystosowanego do lądowania z lotnisk polowych. Informację tę potwierdził również w mediach rzecznik Regionu Bezpieczeństwa Południowej Holandii. Ruszyły więc poszukiwania samolotu i jego pasażerów.
Katastrofa lotnicza
Ratownicy, zakładając najgorsze, czyli faktyczną katastrofę lotniczą, szybko zwiększyli obszar poszukiwań. W niebo wzbiły się helikoptery Straży Przybrzeżnej i Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, maszyny te badały teren z powietrza. Z lądu i wody szczątków wraku i ocalałych szukali strażacy i policjanci. Pod wodę zeszli zaś nurkowie ze straży, policji i Royal Dutch Rescue Company. Na miejsce ściągnięto kilka karetek, chociaż operacja ta nie było prosta. Pojazdy te musiały zostać dostarczone promem.
Przyczepa
Cała zakrojona na szeroką skalę akcja trwała godzinę. Zakończyła się ona w momencie znalezienie widzianych przez świadka elementów. Wtedy to, jak przekazał rzecznik Regionu Bezpieczeństwa, okazało się, iż by to fałszywy alarm. Z daleka faktycznie mogło to budzić pewne wątpliwości. Z bliska okazało się, iż była to mała przyczepa lub większy wózek, czyli nic, co miałoby coś wspólnego z lotnictwem.
Samolot
Skąd więc informacja o samolocie? Wszystko to był zbieg okoliczności. W czwartkowy poranek z Belgii w kierunku Holandii wystartował sportowy samolot. Służby wiedziały o tym locie, a właśnie kilka chwil po jego starcie dostały wiadomość o podejrzanych kołach. To starczyło, by ratownicy natychmiast połączyli te fakty.
Później wiadomość o fałszywym alarmie potwierdziło też lotnisko w Bredzie, które powiedziało, iż maszyna z Belgii bezpiecznie wylądowała na ich pasie startowym.
Wszystko więc zakończyło się na strachu. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Służby miały bowiem doskonałą okazję poćwiczyć współdziałanie różnych formacji ratowniczych.