Kapitan poszedł na dno razem ze statkiem?
Kapitan idzie na dno razem z okrętem. Taka honorowa zasada obowiązywała kiedyś w marynarkach wojennych wielu krajów. Podobny los podzielił też, np. kapitan Titanica. Czy jednak i tak było w przypadku holenderskiego statku śródlądowego, który zatonął w Skaldzie, w pobliżu Dendermonde, we Flandrii? Los kapitana tej rzecznej jednostki jest dalej nieznany.
50-metrowa jednostka śródlądowa wypłynęła z Niderlandów z ładunkiem cegieł. Kapitanem statku pod holenderską banderą był Belg z Charleroi. Człowiek ten był też jedyną osobą na pokładzie jednostki. To on zajmował się na niej wszystkim.
Rowerzysta
7 sierpnia około godziny 10:45 belgijski rowerzysta zauważył tonącą barkę. Kolarz momentalnie wezwał służby ratunkowe. Po kilku minutach na miejsce przybyli strażacy, którzy zaczęli przeszukiwać obszar w celu odnalezienia załogi (a jak się później okazało jednego załoganta). Działania prowadzone były zarówno z wody jak i z powietrza. Wkrótce też do zespołu poszukiwawczego dołączyli nurkowie, którzy zeszli pod taflę rzeki.
Poszukiwania
Rzekę dokładnie przeszukano w miejscu zatonięcia. Na powierzchni wody jak i na jej brzegach nigdzie nie udało się znaleźć kapitana. Również nurkom, jak do tej pory, nie udało się odnaleźć ciała we wraku lub jego okolicy. Poszukiwania te zresztą są wyjątkowo trudne. Statek zatonął bowiem w miejscu, gdzie Skalda ma 12 metrów głębokości i występuje dość silny prąd. Prąd ten zresztą niesie ze sobą dużo mułu i szczątków organicznych ograniczających widoczność. Dlatego też działania pod wodą są prowadzone praktycznie po omacku.
Co się stało?
Z racji zatonięcia jednostki i akcji poszukiwawczo ratunkowej ruch wznowiono ponownie dopiero po godzinie 10 we wtorek. Wznowienie ruchu na Skaldzie nie oznacza jednak, iż sprawa zatonięcia jednostki została wyjaśniona. Cały czas trwa obecnie śledztwo mające odpowiedzieć na pytanie jak to się stało, iż jednostka poszła na dno. Takie rzeczy bowiem w przypadku żeglugi śródlądowej, gdy na rzece jest wysoki poziom wody, praktycznie się nie zdarzają. Statek nie mógł bowiem, np. rozpruć kadłuba o dno, gdy pod kilem było ponad 10 metrów. Wiele zapewne w tej kwestii dałyby zeznania kapitana, tym bardziej, iż zastanawiające jest to, że nie wzywał pomocy. Niestety istnieje ogromne prawdopodobieństwo, iż zeznań tych nigdy nie usłyszymy.
Źródło: Nu.nl