Indyjska odmiana COVID-19 już w Holandii
Holandia wprowadziła w poniedziałkowy wieczór zakaz lotów do Indii. Wszystko po to, by nie przywieźć do Królestwa Niderlandów indyjskiej odmiany COVID-19, która doprowadziła do tego potężnego kryzysu w tej byłej brytyjskiej kolonii. Działanie to jest ze wszech miar zrozumiałe i słuszne. Problem jednak w tym, iż wirus ten i tak zdołał się dostać do krainy tulipanów.
Dobrze, ale za późno
Wirusolodzy uważają, iż wprowadzenie zakazu lotów to doskonały pomysł. Jego zastosowanie naprawdę ma sens, gdy w jednym kraju jest dużo infekcji, a w drugim mniej. Wtedy to uziemienie maszyn może pomyślnie wpłynąć na zmniejszenie ryzyka importu patogenu. Działanie to jest jednak niezbyt przydatne, jeśli jego celem ma być zamknięcie drogi rozchodzenia się mutacji. Wtedy efektem może być ewentualne spowolnienie. Nowy wariant patogenu i tak prędzej czy później dotrze do kraju.
Niepotrzebna zwłoka
Tak właśnie było, zdaniem wirusologów, z mutacją B.1617, czyli indyjskim wariantem koronawirusa. Rząd ogłosił, iż w poniedziałek zamyka przestrzeń powietrzną dla lotów z Indii. Wszystkie loty tego typu zostają wstrzymane. Problem jednak w tym, iż mutacja ta została już dwukrotnie wykryta przez epidemiologów w Królestwie Niderlandów. Jeśli zaś lekarze wykryli ją podczas standardowych obserwacji, można być pewnym tego, że wirus ten już krąży w społeczeństwie. Rząd podjął dobre działania, ale zbyt późno.
Nowy, stary wariant
Indyjski wariant COVID-19 pojawił się w kraju Świętych Krów w październiku ubiegłego roku. Tamtejsi lekarze zdiagnozowali go wtedy u 800 chorych. Należy wziąć jednak od uwagę, iż tamtejsza służba zdrowia nieco odbiega od europejskich standardów. Patogen ten krążył cały czas gdzieś w rejonie Półwyspu Indyjskiego, by w ciągu ostatnich dni zaatakować z ogromną siłą. Obecnie bowiem, w większości analizowanych próbek, pojawia się wariant B.1617.
Zagrożenie dla Holendrów?
Czy widząc co się dzieje w Indiach, należy się obawiać podobnych scen w Holandii? Na chwilę obecną epidemiolodzy nie widzą powodów do paniki. Hinduski kryzys powstał niejako na życzenie władz z racji zgody na masowe obchody świąt religijnych. Holandia utrzymuje zaś obostrzenia. Tzn. utrzymywała, bo dziś bowiem otwierają się puby, restauracje i kawiarnie. Znoszona jest godzina policyjna. To budzi pewne obawy, niemniej jednak WHO wskazuje, iż wirus nie jest niepokojący i nie stanowi większego zagrożenia jak „grasujący” obecnie w Holandii wariant brytyjski.
Odporny
W internecie i mediach pojawiają się głosy, iż indyjska odmiana może doprowadzić do 4 fali zakażeń na Starym Kontynencie. Wszystko dlatego, iż mówi się, że wirus ten jest odporny na szczepionki, a także iż jego zjadliwość, jest podobna do odmiany brytyjskiej. Lekarze jednak uspokajają. To wszystko to tylko domysły. Nie można bowiem porównywać sytuacji w Indiach do tej w Europie. Są to zupełnie dwa różne ekosystemy i wzorce zachowań.
RIVM również nie widzi powodów do paniki. Wskazuje jednak, by nie bagatelizować problemu. Zbyt dużo o B.1617 jeszcze nie wiemy, a w Holandii nie ma aż tak dużo wolnych łóżek na oddziałach COVID’owych. Dlatego też zaleca rozwagę przy liberalizacji w czasie zbliżających się dni wolnych.