Niebezpieczny incydent podczas wizyty Donalda Tuska w Wageningen

Poważny incydent podczas wystąpienia Donalda Tuska w Wageningen

Piątego maja w Dzień Wyzwolenia w Królestwie Niderlandów gościł premier Polski Donald Tusk. Gdy na scenę w Wageningen, stworzoną na potrzebny uroczystości rocznicowych, wyszli premierzy Holandii i Polski, ktoś rzucił im pod nogi świecę dymną. Ochrona natychmiast wyprowadziła decydentów i nikomu nic się nie stało. Pytania jednak pozostały.

Ciężka atmosfera

Dzień Wyzwolenia powinien być radosnym, pokojowym świętem. Niestety tak nie jest. Gdy politycy weszli na scenę, wiele osób podniosło w górę czerwone kartki. Symbol znany z boisk piłkarskich był jasnym znakiem skierowanym w stronę niderlandzkiego polityka. Nie chodzi tu jednak o sprawy krajowe i gospodarcze, a politykę międzynarodową, w tym przede wszystkim o to, iż Holandia jest ślepa na „rzeź”, jak nazywają to protestujący, na narodzie palestyńskim.

Świeca dymna

Oprócz czerwonych kartek wielu znajdujących się, przed sceną ludzi zaczęło buczeć, a ktoś z tłumu rzucił na scenę przedmiot, który upadł wprost pod nogami Donalda Tuska. Z podejrzanie wyglądającej tuby wydobywał się dym. Widzący to ochroniarze zareagowali natychmiast i zaczęli wyprowadzać obu premierów z trybuny. Nie przestali nawet, gdy stało się jasne, iż była to zwykła świeca dymna. Obaj prezesi rady ministrów zostali wręcz dosłownie siłą ściągnięci przez ochronę.

Ogień wolności

Nerwowa sytuacja trwała tylko chwilę. Później politycy wrócili na scenę i wspólnie zapalili Ogień Wolności, symbolicznie rozpoczynając świętowanie tego radosnego dnia.

Sam Donald Tusk do całej sprawy podszedł z dużym dystansem: „Uspokoję polską opinię publiczną. Nic złego się nie zdarzyło na scenie. Ktoś rzucił świecę dymną, prawdopodobnie z protestujących przeciwko temu, co dzieje się w Gazie, w Palestynie. Znamy te emocje w Polsce, ludzie mają różne poglądy” przekazał nasz premier podczas spotkania z mediami, dodając. „Uważam tego typu zdarzenia za niestosowne. Wokół nas są weterani, powinno umieć się uczcić takie wydarzenia w skupieniu, ale ok, każdy wybiera takie formy aktywności politycznej, jakie uważa za stosowne”, stwierdził, po czym skwitował: „Nikomu nic się nie stało, więc nie ma chyba co robić problemu z tego”

 

Wątpliwości

Spokój premiera jest godny podziwu. Tak dobrze raczej nie mają holenderskie służby bezpieczeństwa. To one odpowiadały bowiem za ochronę polityków w Wageningen. Co by się stało, gdyby zamiast niegroźnej pirotechniki, ktoś rzucił granatem, czy bombą złożoną z ciężkich fajerwerków i szkła? Gdzieś na jakimś etapie organizacji i kontroli musiały zawieść mechanizmy, które doprowadziły nie tylko do tego, że ktoś wniósł taki materiał pirotechniczny na to wydarzenie, ale też i tego, że rzucającego nie udało się jeszcze ująć. 

 

 

Źródło:  Onet.pl
Źródło:  Nu.nl