Holendersko-brytyjski gigant wycofuje się z Rosji
Shell, jak pisaliśmy jakiś czas temu, przeniósł dużą część swojej firmy z Królestwa Niderlandów do Wielkiej Brytanii. Niemniej jednak firma ta nadal jest bliska sercom (i portfelom), wielu mieszkańców Holandii. Ten petrochemiczny gigant zdecydował się między innymi z racji presji UE w tym i holenderskich polityków, wycofać się z Rosji. Konsorcjum postanowiło zrezygnować z zakupów rosyjskiej ropy, produktów ropopochodnych i gazu.
Woja i wielki biznes
Shell stara się tą decyzją ratować sytuację. Jeszcze bowiem kilka dni temu świat obiegła informacja, iż koncern kupił od Rosji ropę naftową po cenie dużo niższej niż rynkowa. Kreml miał zaproponować niższe ceny z racji ciążących już na kraju sankcji. „Promocyjne” ceny za baryłkę miały zaś zapewnić rynek zbytu na rosyjski surowiec i przynajmniej zminimalizować rosyjskie straty. Wiadomość ta jednak poszła w świat i Shell bardzo szybko zaczął być utożsamiany z popieraniem Putnia.
Krok wstecz
By więc uniknąć ostracyzmu na arenie międzynarodowej, Shell publicznie przeprosił za tamtą decyzję. Wskazał, iż był to błąd. Zapowiedział również, iż zyski, jakie w ten sposób osiągnął, przeznaczy na specjalny fundusz dla Ukrainy. To jednak dla opinii publicznej było za mało. Politycy, nawet ci z Hagi i Londynu, nalegali, by koncern zrobił coś więcej. By więc nie stracić twarzy w sytuacji, w której Rosja już nie tylko walczy z ukraińską armią, ale i popełnia zbrodnie przeciwko ludności cywilnej, firma zdecydowała się zerwać współpracę z Federacją.
Co to oznacza
Co oznacza to zerwanie współpracy? Po pierwsze Shell przestaje kupować rosyjskie surowce. Po drugie w porozumieniu z rządami poszczególnych krajów ma tak zmienić łańcuch dostaw, by udało się działać bez baryłek zza Uralu. Działania koncernu odczują też sami Rosjanie. Stacje na terenie federacji spod znaku żółtej muszli zostaną zamknięte. Koncern nie będzie sprzedawał też do Rosji paliwa lotniczego i smarów. Zarząd giganta zdecydował się także na zerwanie współpracy z Gazpromem.
Źródło: biznes.interia.pl