Holenderska policja zamiast pomagać karze
Holenderskie sklepy w dobie koronawirusa są w bardzo ciężkiej sytuacji. Wiele z nich musi zamykać swoje drzwi z racji obostrzeń rządowych. Jedynie supermarkety jeszcze sobie jakoś radzą. Jak bardzo banalnie by to nie zabrzmiało, ludzie muszą bowiem mieć co jeść. Problem jednak w tym, iż coraz częściej holenderska policja bierze je na cel i grozi zamknięciem lokali lub wysokimi karami finansowymi. Dlaczego stróże prawa, zamiast chronić społeczeństwo i gospodarkę występują przeciwko niej? Wszystko to ma miejsce zgodnie z panującymi obecnie przepisami.
Właściciele i menedżerowie supermarketów coraz częściej narzekają na to, co robi holenderska policja i inne miejskie organy ścigania (BOA). Służby te bowiem chcą nakładać grzywny lub nawet zamykać sklepy. Wszystko dlatego, iż w lokalu są zbyt małe odległości między klientami lub do supermarketu weszło zbyt wielu klientów. Dziesiątki takich informacji codziennie wpływa do Stowarzyszenia Handlowego CBL. Jego przedstawiciele mówią wprost, iż coś tu jest nie tak, a niektórzy kontrolerzy nie znają przepisów i zasad, na podstawie których dokonują inspekcji.
holenderska policja rozpoczyna kontrolę
Holenderska policja, jak i BOA od czasu wprowadzania „polityki drzwi” we wtorek rozpoczęły kontrolę zarówno małych sklepów, jak i supermarketów. Wiele takich inspekcji kończy się nałożeniem grzyw, a nawet groźbami zamknięcia sklepów. Jak pisaliśmy wyżej, służby te kontrolują niejako „na oko”, nie znając dokładnie nawet podstawy prawnej, na której kontrola miałaby się opierać. Z tego też względu, dyrektor CBL wysłał pismo ministra Grapperhausa, Stowarzyszenia Gmin Holenderskich i Regionów Bezpieczeństwa z prośbą o jak najszybsze wprowadzenie jednoznacznej polityki, wytycznych, do który zarówno kontrolerzy, jak i kontrolowani mogą się dostosować. Jeśli bowiem nie będzie ścisłej współpracy, jasnych norm, wedle których działać mają obie strony sytuacja może tylko się pogarszać. To zaś może w efekcie spowodować albo problemy ludności w codziennych zakupach spożywczych, albo w skrajnych wypadach powstanie nowych ognisk epidemii COVID-19.
O co tu chodzi?
Władze centralne ogłosiły, tydzień temu, nowe zaostrzone przepisy dotyczące walki z koronawirusem. Można w nich przeczytać, że jeśli trzy lub więcej osób zgromadzi się w miejscu publicznym i nie utrzyma między sobą bezpiecznej odległości, to każdego z nich może czekać grzywna 400 euro. W przypadku zaś firm, którymi niewątpliwie są sklepy, kara ta wynosi zaś 4000 euro. To doprowadziło do wprowadzenia „polityki drzwi”, czyli działań prowadzonych przez transport publiczny czy supermarkety. Ich zadaniem jest wpuszczanie takiej ilości ludzi, by było to zgodne z przepisami. Tutaj jednak pojawia się pewien problem.
Gminy
Nowe przepisy nie weszły jednak jeszcze wszędzie w życie. Ich wprowadzenie wymaga czasu, między innymi na wprowadzenie lokalnych regulacji przez samorządy. Dotyczy to również decyzji na szczeblu regionów bezpieczeństwa. Mówiąc prościej, przepis teoretycznie został wprowadzony, w praktyce jak już pisaliśmy wyżej, często nawet holenderska policja i administracja nie wie, na jakim etapie jest jego regionalna implementacja. Wielu więc postanawia działać w dobrej wierze niejako na ślepo. Co zaś kończy się chaosem. CBL wzywa więc do jak najszybszego odgórnego ujednolicenia przepisów. Tak, by sieci handlowe mogły wprowadzać spokojnie te same normy w całym kraju.
Normy
Na chwilę obecną wiadomo jedynie, iż supermarkety nie muszą obsługiwać maksymalnie 3 klientów na raz. W wypadku tego typu sklepów przelicznik wygląda następująco 1 klient na 10m2. To oznacza, iż sklep o powierzchni 1000 m2 można w jednej chwili obsługiwać 100 kupujących. By przepisy te działały sprawie, wiele sieci handlowych wprowadziło obowiązek korzystania z wózków. Tych zaś przygotowano tylko tyle, ile klientów może maksymalnie wejść do lokalu. Ponadto wózki pchane przed sobą w kolejce do kasy pozwalają zachować bezpieczny odstęp między klientami. Sklepy apelują również, by ludzie robili zakupy samodzielnie 1 koszyk= jedna osoba, a nie cała rodzina.
Oprócz tego obsługa sklepu coraz częściej nosi kamizelki z nadrukowaną prośbą o zachowanie bezpiecznej minimalnej odległości od nich.
Reasumując
Nowe przepisy, zamiast chronić obywatela, wprowadziły więc niemały chaos w i tak poszkodowanej epidemią gospodarce. Również holenderska policja nie jest zadowolona z obecnych rozwiązań, ponieważ nie są one jasne i przejrzyste. Wiele jednak wskazuje na to, iż w obecnym tygodniu rozporządzenia te zostaną dopracowane. W sytuacji kryzysowej bowiem bardzo często powstają prawa w trybie ekspresowym, to zaś pozwala ukryć się licznym chochlikom i bublom prawnym.