Holenderska „pielgrzymka” włoskiego księdza
„To, że ksiądz zgrzeszył? No zgrzeszył. A kto nie ma pokus? Niech się pokaże” powiedział pewien redemptorysta w kontekście przestępstw popełnianych przez księży. Ciekawe, czy mówiąc te słowa, można by uzasadnić perypetię pewnego włoskiego kapłana, który wybrał się na „pielgrzymkę” do Holandii?
Włoska policja zatrzymała 40-letniego kapłana z Prato, miasteczka w Toskanii. Co było powodem owego zatrzymania i późniejszego aresztowania? Zawartość pojazdu duchownego. Kapłan przemycał w pojeździe sporą ilość kokainy oraz litr narkotyku pod nazwą GBL o działaniu silnie uzależniającym i toksycznym.
Pielgrzymka
Skąd ksiądz miał te środki? Bynajmniej nie odebrał je narkomanom, pragnąc wyciągnąć ich ze szponów nałogu. Kapłan po kontrabandę wybrał się z „pielgrzymką” do Holandii. Tam zakupił cały towar, a następnie wrócił z nim do Włoch.
Uderzenie w wiernych
Ok, zawsze można powiedzieć, że ksiądz też człowiek. Każdy może zbłądzić. W tym przypadku księdza czeka nawet zasłużona kara. Sęk jednak w tym, iż duchowny nie płacił za używki z własnej kieszeni. Fundatorami „prochów” byli jego parafianie łożący na tacę podczas mszy świętych.
Jak wskazują przełożeni klechy, w budżecie parafii zawsze było zbyt mało pieniędzy. 40-letni kapłan zapewniał jednak, iż niedobory te to efekt tego, iż wspomaga on najbiedniejsze rodziny w swoim regionie, dlatego też gro środków zużywana jest na bieżąco. Gdy jednak teraz prawda wyszła na jaw, stało się jasne, iż ci, którym kościół miał pomagać, nie otrzymali ani centa.
Czas na imprezę
Policyjne śledztwo ujawniło jeszcze jeden ciekawy aspekt tej sprawy. Duchowny nie nabywał tych narkotyków dla siebie, to znaczy nie tylko dla siebie. Funkcjonariusze ustalili, że kapłan wraz ze swoimi przyjaciółmi przez dwa lata organizowali głównie homoseksualne sex-party, do których chętnych znajdywali na portalach internetowych. Podczas tych orgii, przeprowadzanych w domu przyjaciela księdza, obficie raczono się kokainą i wspomnianym GBL, który potocznie nazywany jest „śpiączką w butelce” i służy np. do odurzania przyszłych ofiar gwałtów.
Zbłądził
Biskup, bezpośredni zwierzchnik kapłana wskazuje, iż wiedział, że jego podopieczny zbłądził i że od kilku miesięcy miał problemy z uzależnieniem od narkotyków. Dlatego też kazał mu się skontaktować z terapeutą, który miał mu pomóc wyjść z nałogu. Nie przypuszczał jednak, iż skala deprawacji zaszła tak daleko.
Jak do sprawy podchodzi zaś podejrzany duchowny? Poprosił kościół o roczny urlop ze względów zdrowotnych.