Holenderska gospodarka może się zatrzymać?
Holenderska gospodarka po okresie kryzysu gospodarczego, który spowodowała pandemia, zaczęła rozwijać się w bardzo szybkim tempie. W Królestwie Niderlandów już praktycznie nikt nie pamięta o zamykanych z racji obostrzeń koronowych restauracjach czy sklepach. PKB kraju rośnie, a na rynku pracy jest więcej ofert niż szukających zatrudnienia. Może się więc wydawać, iż kraj jest nawet nie na drodze, a na autostradzie do rozkwitu. Ekonomiści wskazują jednak, iż nad Niderlandami powoli zaczynają się zbierać czarne chmury, które mogą spowodować spowolnienie, a nawet dosłowne zatrzymanie rozwoju gospodarczego. Jak to możliwe?
Życie codzienne
Objawy tego widać w życiu codziennym w krainie tulipanów. Zwykła egzystencja staje się coraz droższa. Rosną ceny produktów pierwszej potrzeby i usług. Opłaty za energię stają się z miesiąca na miesiąc coraz większe, a konsumenci mają najniższe zaufanie do przedsiębiorstw i biznesu jako takiego od wielu lat. Dodajmy do tego jeszcze wspomniane na wstępie braki kadrowe w praktycznie każdym sektorze gospodarki, a okaże się, iż wszystko to tworzy dość delikatną strukturę, w której niezwykle mało trzeba, by zaczęła mieć poważne problemy.
Stop
Może się to wydawać niemożliwe. Holandia wyszła przecież obronną ręką z kryzysu. Warto jednak spojrzeć na dane, jakie opublikowało wczoraj Centralne Biuro Statystyczne. Są to wyniki wzrostu gospodarczego za ostatni kwartał. Co pokazują? To, iż holenderska gospodarka w pierwszym kwartale zamarła. Po prostu przestała się rozwijać.
Czym to jest spowodowane, oprócz wspomnianych wyżej czynników ogromne znaczenie miała tu jeszcze bardzo wysoka inflacja. Siła nabywcza waluty bowiem spada, więc wiele dochodów przedsiębiorstw jest po prostu przez nią „zjadanych”. Firmy zaś nie mogą inwestować i mocno się rozbudowywać, ponieważ brakuje pracowników.
Jest więc źle?
Tu trwa dyskusja wśród ekonomistów. Część wskazuje na dane historyczne, z których wyraźnie wynika, iż inflacja ma niewielki wpływ na wzrost gospodarczy w kraju. Niedobór zaś siły roboczej wskazuje, iż rynek pracy działa wyjątkowo dobrze i sytuacja ta oznacza bardziej rozwój niż na zastój.
Co zaś tyczy się zaufania konsumentów, owszem ludzie są przytłoczeni rosnącymi cenami, ale nadal kupują. Czyli jest dobrze?
Niekoniecznie. Ekonomiści mówią, iż jeśli sytuacja się nie zmieni, to zwłaszcza ludzie z mniejszymi dochodami mogą w pewnym momencie nieco wypaść z rynku i skupić się tylko na najpotrzebniejszych dobrach, bo na inne nie będzie ich stać. To zaś może doprowadzić do nawet małej recesji pod koniec roku. Kraj jednak nie cofnie się do tego co było jeszcze w 2021.
Krucha równowaga
Reasumując, ekonomiści mówią, iż obecnie w kraju panuje krucha równowaga. Rynek działa sprawnie i na chwilę obecną nic nie wskazuje, by miał nagle runąć. Oddziałuje na niego jednak zbyt wiele czynników dynamicznych, by tworzyć daleko wybiegające w przyszłość plany. Jeśli bowiem sytuacja na Ukrainie się zmieni, dojdzie do obalenia Putina lub w kwestie konfliktu włączą się Chiny, może dojść do trzęsienia ziemi, które kraina wiatraków i tulipanów może boleśnie odczuć. „Istnieje wystarczająco dużo zagrożeń, ale te nie muszą prowadzić do burz” – powiedział, podsumowując sytuację dziennikarzom Nu.nl, główny ekonomista CBS Peter Hein van Mulligen.
Źródło: Nu.nl