Holender rozpoczyna wojnę z Polakami i gminą

Holender uciążliwy sąsiad i rasistowska gmina

Warto jest mieć jakiś cel w życiu. Coś, co będzie nas napędzać, by wstać z łóżka każdego ranka. Pewien mieszkaniec Alphen taki cel znalazł. Szkoda jednak tylko, iż polega on na pozbyciu się z jego sąsiedztwa Polaków, Rumunów i innych migrantów zarobkowych.

Jeden z Holendrów mieszkających w Alphen narzeka na swoje sąsiedztwo w postaci pięciu domów letniskowych w Hondseind, ​​w Alphen. Jego zdaniem samorząd robi zdecydowanie zbyt mało, by powstrzymać wynajmowanie ich przez migrantów zarobkowych i osoby wykorzystujące je nie jako miejsce wakacyjnego wypadku, a stały adres zamieszkania.

 

Wojna trwa

Holender prowadzi wojnę z Polakami, niejako bez wiedzy samych Polaków. Jak to możliwe? Mężczyzna ten nie zniża się do kontaktów z naszymi rodakami, czy mieszkającymi w innych domkach Rumunami lub Bułgarami. Cały konflikt odbywa się  nad głową pracowników migrujących. Holender nieustannie „atakuje” urząd pozwami, pismami, zawiadomieniami o tym, iż domki wakacyjne są wykorzystywane niezgodnie z ich przeznaczeniem i mieszkają tam przybysze z Europy Środkowej. Sprawa trafiła nawet do sądu z racji tego, iż zdaniem wojowniczego sąsiada gmina nie podjęła należytych działań.

Spóźnił się

Co jest przyczyną konfliktu? To, iż w 2017 roku gmina wydała pozwolenie właścicielowi sąsiedniego terenu na postawienie domków. Nasz dzisiejszy antybohater nie zdążył wtedy wnieść skargi i zażalenie na ten pomysł. Inwestycja więc powstała i w 2019 roku zaczęła przyjmować gości.

Gmina nie widzi problemów

Nie jest tak, iż urzędnicy całkowicie ignorują zgryźliwego sąsiada. Po jednej z informacji o pracownikach z Polski władze dokonały nalotu. Nikogo tam jednak nie zastano. Polacy mieli rzekomo wyjechać, więc nie było dowodów.

 

Migrant migrantowi nie równy

Holendrzy niechcący mieć pracowników migrujących za sąsiadów, nie są niczym nowym w Niderlandach. Co jednak ciekawe gmina traktuje migrantów w dość wybiórczy sposób. Jakiś czas temu w ośrodku mieszkał pracownik migrujący z Niemiec, wykonujący usługi dla jednej z lokalnych firm. On również przebywał w domku zdecydowanie zbyt długo jak na wakacje i było jasne, że mieszka tam, by pracować w Holandii. Sąsiad zgłosił również i przybysza z południa, dla niego migrant to migrant nie miało znaczenia skąd. Gmina Alphen-Chaam jednak nie podjęła działań. Nie było żadnej reakcji. W przypadku Polaków interwencję rozpoczęto z opóźnieniem. W przypadku Niemca nie było jej wcale, jakby sprawa nie istniała. Wygląda to tak, jakby dla samorządu migrantami byli tylko Polacy, Rumuni czy Bułgarzy, nie Niemcy i Francuzi. Ci mogą przyjeżdżać, pracować i mieszkać w parku bez przeszkód. Czyżby więc oprócz ogólnej opieszałości władz (co akurat może się podobać naszym rodakom), mają tu miejsce podwójne standardy? Gdy w końcu gmina zechce interweniować, dzieli migrantów na lepszych i gorszych?
W takiej sytuacji warto zadać sobie pytanie kto w tej sytuacji jest tym złym? Uciążliwy sąsiad, który zgłasza każdy przypadek migranta zarobkowego, mieszkającego nielegalnie, czy gmina, która dzieli przybyszy ze względu na kraj pochodzenia i w ten sposób definiuje czy są to migracji  i czy trzeba przeciw nim  podjąć działania, czy nie.