Haga chce wystawić rachunek protestującym na A12

Czy można używać armatek wodnych do "zmywania" ekologów?

Dni mijają, policja zużywa setki litrów wody z armatek wodnych, a protestujący na A12 jak protestowali, tak protestują. Działania służb nie przynoszą więc żadnego rezultatu. Dlatego też władze Hagi chcą zmienić strategię przeciw Extinction Rebellion. Zamiast „myć’ protestujących chcą przekazywać im rachunki.

Przypomnijmy

Od pierwszych dni września działacze z Extinction Rebellion blokują A12 w Hadze. Każdego dnia ich akcję przerywają policjanci, którzy za pomocą armatek wodnych i siły swoich mięśni, znoszą ludzi z drogi, by później wpakować ich do radiowozów i wywieźć na stadion. Na tym się jednak kończy. Ludzie ci nie są karani, więc na następny dzień wracają znów blokować drogę.

 

Zmiana taktyki

Taki stan rzeczy sprawia, iż protest na autostradzie A12, ku niezadowoleniu władz Hagi, mógłby trwać jeszcze tygodniami. Dlatego też samorządowcy chcą zacząć działać inaczej. Chcą zacząć „bić” protestujących. Uderzenia nie mają trafiać jednak w karki aktywistów, a ich portfele. Włodarze miasta analizują bowiem możliwość działań mających na celu odzyskanie wszelkich poniesionych strat z racji utraconych dochodów, opóźnień, nadłożonej drogi i innych działań, które są skutkiem blokady autostrady. Za to wszystko rachunek mieliby otrzymać protestujący.

W rękach prawników

Jak wskazuje burmistrz, Jan van Zanen, możliwość tego typu działań analizują obecnie samorządowi prawnicy. Mimo bowiem, iż kierowcy, zwykli użytkownicy ruchu, jakoś dają sobie radę, szukając objazdów, tak sama metropolia zaczyna powoli mieć problemy. „Zaczyna dominować uciążliwość dla miasta. Odwiedzający trzymają się z daleka, na przykład widać to po targach Tong Tong. Przedsiębiorcy zauważają, że sytuacja staje się też spokojniejsza (jest mniejszy ruch klientów)”.

Faktura

Jeśli okaże się, iż prawo pozwala na wystawienie takiego rachunku, to protestujący od 14 dni ekolodzy otrzymają fakturę na utracone dochody. Ta nie zostałaby wystawiana oczywiście pojedynczym członkom akcji, a organizacji jako takiej.  Wszystko to miałoby sprawić, iż kierownictwo aktywistów samo zdecydowałoby się na zakończenie protestu, by nie utonąć w długach lub nie narazić się na równie kosztowny proces sądowy.

Policja ma dość

Powoli dość protestów ma również policja. Oficerowie nie ścierają się z aktywistami. Nie walczą z nimi, nie używają przemocy. Codzienne jednak zabezpieczanie demonstracji i późniejsze wynoszenie oraz wywożenie ekologów zabiera bardzo dużo czasu i energii. Energii, która mogłaby być spożytkowana, np. na prowadzenie dochodzeń i śledztw w sprawie rozbojów, kradzieży czy szeroko pojętej przestępczości w mieście.

 

 

Źródło:  AD.nl