Guru holenderskiej sekty przed sądem

Guru holenderskiej sekty przed sądem

Niemiecki sąd rozpoczyna proces przeciwko 58-letniemu Holendrowi. Człowiek ten nazbierał wręcz imponującą kartotekę. Prokurator oskarża go o wykorzystanie seksualne dzieci, gwałt, przemoc oraz pozbawienie wolności. Jak można zebrać tyle zarzutów? To proste. Wystarczy zostać samozwańczym przywódcą sekty działającej w Holandii a później w Niemczech.

Nalot

Funkcjonariusze niemieckiej policji zatrzymali podejrzanego po przeprowadzeniu nalotu na dawny klasztor Graefenthal w Asperden w Niemczech, gdzie znajdowała się siedziba sekty Zakonu Transformantów, powstałej w 2003 roku. Grupa początkowo działała w Hoeven, w Brabancji. Gdy jednak pojawiły się pierwsze podejrzenia co do guru grupy, sekta przeniosła się za granicę, do Niemiec. Nie "uciekła" jednak daleko. Opactwo mieści się zaledwie kilka kilometrów od holenderskiego Nijmegen.

 

Zarzuty

Gdy guru trafił do aresztu, prokuratura postawiły mu zarzuty znęcania się nad jedną z wyznawczyń. Mężczyzna miał być jej oprawcą przez 14 lat. Zacząć ją wykorzystywać, gdy ta była jeszcze dzieckiem. Oprócz tego Holendra oskarżono również o pozbawienie wolności 25-letniej kobiety, którą rzekomo poślubił, według wymyślonego przez siebie obrządku.
Sąd przewiduje, iż sprawa zajmie 10 dni roboczych. Po zakończeniu rozpoczętego w piątek postępowania przygotowawczego na sali rozpraw ma pojawić się sam główny podejrzany. Mężczyźnie grożą lata więzienia.

Koniec sekty

W momencie, gdy funkcjonariusze weszli na teren klasztoru, oprócz guru znajdowało się tam 54 wyznawców. W grupie tej znajdowali się nie tylko dorośli. Na terenie opactwa odnaleziono również dziesięcioro dzieci. Wszyscy oni tworzyli wspólnotę skupioną wokół nauki zatrzymanego. Gdy jednak przywódca zniknął, sekta się rozpadała. Część z nich odeszło z powodu braku charyzmatycznego przywództwa. Inni zerwali z życiem w komunie z racji tego, że niemieckie władze zamknęły klasztor ze względu na zagrożenie epidemiologiczne spowodowane koronawirusem.

 

Wątpliwości

Na potrzeby śledztwa funkcjonariusze dokonali jeszcze jednego nalotu na budynek opactwa. W grudniu ubiegłego roku policja weszła, by zabezpieczyć materiał dowodowy. Skonfiskowano m.in. laptop, pendrive'y i inne nośniki danych. Odnaleziono również paszport 25-letniej ofiary, co potwierdziło, iż kobieta faktycznie była więziona na terenie. Działanie to, mające miejsce ponad dwa miesiące po pierwszym nalocie, może wydawać się wyjątkowo spóźnione. Niestety jednak tak działa prawo. By dowody mogły zostać wykorzystane w sprawie, muszą być legalnie uzyskane, a otrzymanie nakazu zajęło trochę czasu.