Geert Wilders nie zostanie premierem Holandii
Informacje, jakie pojawiły się w środę, zwiastują małe trzęsienie ziemi w holenderskiej polityce. Rozmowy koalicyjne dalej trwają. PVV chce stworzyć rząd. Rząd ten jednak nie będzie działał pod kierownictwem Geerta Wildersa. Lider tej prawicowej partii miał wybór: albo kontynuacja rozmów koalicyjny, albo stworzenie rządu mniejszościowego z sobą jako premierem. Polityk nie miał bowiem na tyle poparcia, by objąć to stanowisko. Postanowił więc zrezygnować z tej funkcji, zanim ją otrzymał. „Miłość do kraju i wyborców jest ważniejsza niż pozycja” – napisał, komentując swoją decyzję.
Rezygnacja
Gdyby Wilders dalej rościł sobie prawa do teki premiera i tak trudne już rozmowy utknęłyby w martwym punkcie. To zaś ostatecznie mogłoby się zakończyć podjęciem działań rządowotwórczych przez opozycję albo nawet nowymi wyborami. Do tego zaś lider tej prawicowej partii nie chciał dopuścić. „Mogę zostać premierem tylko wtedy, gdy poprą to wszystkie partie w koalicji. Tak się nie stało” – napisał lider PVV, dodając - „Chciałbym mieć gabinet prawicowy. Tak by było mniej azylu i imigracji. Holendrzy są na pierwszym miejscu. Miłość do mojego kraju i wyborców jest wielka i ważniejsza niż moje własne stanowisko”.
Jak to rozumieć? Po pierwsze wiemy, że nie zostanie premierem. Po drugie z jego wypowiedzi można wnioskować, iż osią sporu są też kwestie choćby migrantów zarobkowych, dla których Wilders swego czasu chciał zamknąć granicę, nie bacząc na sytuację gospodarczą i na to, że dla wielu przedsiębiorstw ludzie ci są niezbędni.
Pod górkę
Czy Wilders miał inne wyjście? Rozmowy koalicyjne idą jak po grudzie. Przypomnijmy, iż już jakiś czas temu lider NSC Pieter Omtzigt odszedł od stołu rozmów i stwierdził, iż nie chce brać więcej udziału w formowaniu nowego gabinetu. Pojawiło się więc ryzyko rządu mniejszościowego, albo scenariusza warszawskiego, czyli szerokiej opozycyjnej koalicji. Dlatego przez długi czas starano się nakłonić Omtzigta, by NSC wróciło do dyskusji, to udało się w tym tygodniu.
Nowe rozmowy
Nowe rozmowy zaowocowały pojawieniem się pomysłu stworzenia gabinetu pozaparlamentarnego, czyli takiego, w którym premier i ministrowie nie są posłami/sanatorami żadnej z izb niderlandzkiego parlamentu. W takiej sytuacji, na czele rządu nie mógłby stanąć żaden aktywny polityk, a tym bardziej lider zwycięskiej partii. Taka sytuacja miała miejsce ostatni raz w Holandii w 1918 roku. Wtedy to premierem nie został lider rządzącej partii.
Koalicja
Co zaś z samą koalicją w parlamencie? Ta miałaby mieć charakter szkieletowy. Skupiać się tylko na kilku najważniejszych punktach, by łatwiej było dostosowywać działania i przepisy do sytuacji w kraju. Jak bardzo delikatne miałoby to być porozumienie? Obecnie liderzy czterech dyskutujących partii nie chcą go nawet nazywać koalicją.
Finał
Najważniejsze pytanie? Czy to, iż lider zwycięskiej partii nie zostanie premierem i że pojawił się pomysł na stworzenie gabinetu pozaparlamentarnego, przybliża nas do nowego rządu? Można powiedzieć, iż zrobiono mały krok naprzód. W spacerze tym jednak politycy już nie raz pokazali, iż potrafią zrobić zaraz po nim dwa kroki wstecz. W efekcie więc politolodzy nie mają pojęcia kiedy i czy rozmowy te zakończą się sukcesem. Również sami politycy nie potrafią na to odpowiedzieć.
Źródło: AD.nl