Dwa oblicza Polski w oczach Holendrów

Dwa oblicza Polski w oczach Holendrów

Polska i Polacy – od momentu rozpoczęcia wojny na Ukrainie nie ma dnia, by w niderlandzkich mediach nie było wzmianki o naszej ojczyźnie i jej mieszkańcach. Przekaz jest jednak zupełnie inny niż ten, z jakim mogli spotkać Holendrzy jeszcze kilka miesięcy temu. W efekcie mieszkańcy Niderlandów zaczynają pojmować, iż Polska to dwa światy w jednym.

Unijny Parias

Od dłuższego czasu wizerunek Polski w Holandii był dyktowany przez to, co robiły władze w Warszawie. Reforma sądownictwa, nierespektowanie wyroków trybunału, zaostrzenie prawa aborcyjnego, czy wysyłanie armatek wodnych przeciw protestującym kobietom, tworzyło z Polski kraj zahaczający o prawicowe ekstremizmy, skrajnie religijny, z autorytarnym rządem skupionym nawet nie wokół premiera, czy prezydenta, a prezesa jednej partii politycznej, który sterował gdzieś z tylnego fotela.

Nie chcemy takiej Polski

W efekcie przeciętny Holender, który miał pojęcie o Polsce tylko z mediów, widział w nas ludzi, którzy najchętniej rozsadziliby Unię Europejską od środka. Brali miliardy unijnych dotacji, ale nie podporządkowywali się wspólnotowym wartościom. Polak był więc kimś, kto chce, by mu po prostu dano, ponieważ mu się należy. Był rasistą, ksenofobem, „katolem”.  Mówiąc delikatnie, Holendrzy nie mieli zbyt dobrego mniemania o Polsce i zaczynali rozumieć ludzi, którzy zamiast naszej ojczyzny wybierali Holandię, licząc na normalne życie.

Wojna na Ukrainie

Wszystko zmieniło się pod koniec lutego. Po tym jak wojska rosyjskie najechały na Ukrainę, do Polski ruszyła fala uchodźców. Wojna dla Holandii była szokiem. Mieszkańcy Niderlandów szybko jednak się otrząsnęli i postanowili ruszyć na granicę pomagać uchodźcom. Wielu miało bowiem w pamięci obrazy granicy polsko-białoruskiej i wielkiego muru, jaki stawali tam nasi rządzący. Gdy jednak pierwsi holenderscy wolontariusze i dziennikarze przybyli na granicę nie mogli uwierzyć własnym oczom.

 

Chaos i serce

Okazało się, iż w rejonie przejść granicznych panuje istny chaos spowodowany przez Polaków. Nie był to jednak chaos w postaci decyzji władz, a inicjatywy samych ludzi. Holenderskie media pokazywały tysiące Polaków, którzy ruszyli na granicę. Dziennikarze relacjonowali, jak Polacy stawiają namioty, podają uchodźcom kawę, herbatę, rozdają kanapki. Nieco dalej ktoś przywiózł kuchnię polową i w wielkim garze gotuje zupę. Gdzie indziej ktoś z ciężarówki rozdaje ubrania i koce. Jeszcze inni zapraszali do samochodów, oferując transport. Nie było żadnej organizacji. Było widać spontaniczność zwykłych obywateli, którzy ruszyli z pomocą. Zaczęli działać w odruchu serca, nim jeszcze rząd postanowił coś zrobić. Jak zauważają Holendrzy, Polakom z wielu oddolnych inicjatyw starczyło jednak kilka dni, by się zorganizować. Początkowy bałagan ustąpił miejsca małemu miasteczku pierwszej pomocy, w którym uciekinierzy byli w stanie nie tylko odpocząć i coś zjeść, ale i skorzystać z pomocy lekarza czy tłumacza.  Podobne miejsca powstawały na stacjach kolejowych i wszędzie tam, gdzie pojawiali się uchodźcy. Wszyscy chcieli pomagać. Mieszkańcy Niderlandów nie dowierzali, iż w naszym narodzie jest taka energia i chęć pomocy.

 

Obozy

Prawdziwy szok przyszedł jednak chwilę później. Kolejne dni konfliktu sprawiały, iż do Polski trafiały setki tysięcy, a potem miliony uchodźców. W kraju nie powstawały jednak żadne obozy dla nich. Wielu Holendrów dosłownie zatkało, gdy dowiedzieli się, iż ludzie z całego naszego kraju po prostu otwierają drzwi dla uciekających przed wojną. Przyjmują pod swój dach obcych ludzi, nie chcąc nic w zamian. Do tego doszły jeszcze obrazy tysięcy wolontariuszy, którzy brali urlop i pracowali na dworcach, czy centrach recepcyjnych. Wszyscy za darmo, wszyscy z własnej woli, niesieni chęcią pomocy.

 

Dwa światy

Obraz roszczeniowego, polskiego ksenofoba zaczął sypać się jak domek z kart. Wielu Holendrów zaczęło pojmować, iż Polska ma dwa oblicza. Jedne wierne ideom solidarności, chętne do pomocy i otwarte na innych, silne dobrocią i poświęceniem zwykłych obywateli. Drugie to reprezentowane przez rząd, który nieustanie dzieli społeczeństwo, szuka wroga, by móc z kimś wojować.  Wielu więc mówi o Polsce jako kraju o dwóch twarzach. Jeden rządowej, którą najchętniej usunięto by z Unii, drugiej obywatelskiej, której jak wielu wskazuje za jej dobroć i ratunek dla milionów Ukraińców, powinno się przyznać pokojową nagrodę Nobla. W efekcie spora część Holendrów zaczyna zmieniać stosunek do Polaków w Niderlandach. Warto by tego nie zaprzepaścić.