Nie dwie, a cztery osoby zamieszane w zamach na dziennikarza
Pomimo, iż od udanego zamachu na holenderskiego dziennikarza śledczego minęło trochę czasu, to na światło dzienne nadal wychodzą nowe, intrygujące informacje. Okazuje się bowiem, iż w ów zamach 6 lipca na Lange Leidsedwarsstraat w Amsterdamie, mogły być bezpośrednio zaangażowane nie dwie a cztery osoby.
Kamerzyści
Jak podają holenderskie media, powołując się na nieoficjalne źródła związane bezpośrednio ze śledztwem, w sprawie zamachu, w sam atak mogły być zaangażowane jeszcze dwie osoby. Ludzie ci jednak nie mieli za zadanie dobić Petera R. de Vriesa, czy pomóc napastnikom w ucieczce. Źródła mówią, iż byli to kamerzyści. Ich zadaniem miało być sfilmowanie zamachu, ostatnich chwil życia i śmierci dziennikarza.
Ostrzeżenie
Tezę tę niejako potwierdza sytuacja w internecie. Praktycznie kilka minut po zamachu na de Vriesa w mediach społecznościowych pojawiły się bulwersujące firmy, na których widać ciężko rannego dziennikarza i ludzi starający się mu pomóc. Wyglądają one tak, jakby ktoś specjalnie czekał z kamerą na sytuację, by nagrać ją i opublikować w sieci. Po co? Tego typu nagranie pokazujące ostatnie chwile ofiary i to jak dobrze działali sprawcy, może być zapewne ostrzeżeniem dla innych niepokornych ludzi mediów, którzy chcieliby mówić o tym, o czym nie powinni. Nagranie bowiem wręcz krzyczało, uważajcie, bo was (reporterów śledczych), też to może spotkać.
Sprawcy i zleceniodawcy
Policja główną swoją uwagę skupia na sprawcach i zleceniodawcach zamachu. Nieoficjalnie mówi się jednak, iż wątek kamerzystów jest również coraz dokładniej badany.
Zły puzzel
W całej tej układance jest tylko jeden problem. Nagrania z ulicznego monitoringu pokazują, jak dwóch mężczyzn idzie spokojnie za ofiarą w kierunku jej samochodu. Obaj mają trzymać w rękach telefony, ale nic na nich nie robić co, zdaniem śledczych, jest dość nienaturalne. Wszystko pasowałoby więc do tezy o tym, iż ludzie ci nagrywali cały zamach. Jest tylko jeden mały problem. Na nagraniach z kamer bezpieczeństwa owi kamerzyści wyglądają na klony. Ludzie są ubrani praktycznie identycznie. Nosili niebieskie dżinsy, białe trampki i szare swetry. Ponadto, według niepotwierdzonych doniesień, w ten sam sposób noszą torby, (popularne "nerki"), na klatce piersiowej. Wyglądali więc jak wspomniane klony lub bliźniaki. Tak nie ubierają się osoby, które chcą się wieszać w tłum i zniknąć nie wzbudzając zainteresowania. Czyżby więc byli to przypadkowi przechodnie, a może był to „błąd w sztuce” przestępców?