Co odnaleźli ratownicy na pokładzie Fremantle Highway?
Dość ciekawe informacje płyną z wnętrza wypalonej jednostki Fremantle Highway, którą po tygodniowym pożarze holenderscy ratownicy zaholowali do portu w Groningen. Poniedziałkowa inspekcja „trzewi” samochodowca odkryła kilka niespodzianek.
Inspekcja
Eksperci z firmy ratownictwa okrętowego weszli na pokład statku w poniedziałek. Ludzie ci zobaczyli na pokładach setki spalonych wraków, z których pozostały tylko karoserie. Im jednak ludzie schodzili niżej, tym zaczęło robić się ciekawiej i bardziej optymistycznie. „Okazało się, że samochody na dolnych pokładach są w mniej więcej normalnym stanie” – przekazał na antenie NOS Radio 1 Journaal Richard Janssen, dyrektor firmy ratowniczej SMIT Salvage. Jego zdaniem pojazdy na wyższych pokładach są albo całkowicie spalone, albo tak uszkodzone, iż nie da się nic z nimi zrobić, te z dołu da się jednak spokojnie uratować. Czy tak się stanie? O ich losie zdecydują później właściciel ładunku i firmy ubezpieczeniowe.
Przypadkiem uratowali samochody
To jednak wskazuje na jedno, ogień nie rozchodził się po pokładach, tak mocno jak myśleli ratownicy. W efekcie im dalej od gorąca tym odnajdywane samochody były w lepszym stanie. Część z nich nie nosi praktycznie żadnych śladów pożaru oprócz ewentualnego zapachu dymu i sadzy leżącej na karoserii. Duża w tym zasługa też między innymi służb ratunkowych. Te bowiem, zamiast gasić statek, schładzały go. Działanie to podyktowane było tym, by jednostka nie nabrała wody i nie zatonęła, maszynownia bowiem nie działała (przez brak obsługi). Przy okazji, jednak dzięki temu udało się uniknąć zalania aut na dolnych pokładach.
Sprawna maszynownia
Nie tylko auta na dolnych pokładach nie zostały zalane. Na skutek pożaru nie ucierpiała także maszynownia. To zaś oznacza, iż silniki najprawdopodobniej są sprawne i jeśli kominy na wyższych kondygnacjach nie zostały uszkodzone przez ogień Fremantle Highway będzie mógł o własnych siłach wypłynąć z portu.
W dalszą drogę?
Kiedy jednak to się stanie? Tego nie wiadomo. Trudno bowiem powiedzieć jakie działania podejmie teraz właściciel jednostki i właściciel ładunku. Czy zechce on wyładować wraki w Holandii, czy nie. Oprócz tego eksperci muszą dokładnie zbadać również poszycie statku. Widać bowiem na nim dość duże uszkodzenia od ognia. Oprócz płomieni, swoje mogła zrobić jednak również temperatura. Stal może nie być już tak wytrzymała. To zaś w najgorszym wypadku mogłoby skutkować nawet przełamaniem jednostki podczas sztormu. Dlatego też każdy metr poszycia musi zostać sprawdzony, a na to trzeba czasu.
Fremantle Highway stanęła w ogniu w nocy z wtorku 25 na środę 26 lipca. Załoga początkowa starała się ugasić pożar, ale jej się to nie udało. Marynarze musieli opuścić statek. Podczas walki z ogniem kilku członków załogi zostało rannych, a jedna osoba zginęła.
Przyczyną pożaru najprawdopodobniej był zapłon baterii jednego z aut elektrycznych znajdujących się na pokładzie.
Źródło: Nu.nl