Holandia wstrząsana wybuchami, bomby wybuchają codziennie

Bomba zamiast donosu w rękach sąsiada

W nocy z 15 na 16 grudnia w Królestwie Niderlandów doszło do serii eksplozji. Ładunki wybuchały w Dordrechcie, Rotterdamie, Hadze, Huizen i Almere. W wielu miastach nie ma praktycznie tygodnia, by nie dochodziło do większych lub mniejszych tego typu incydentów. Nie wybuchają już tylko bankomaty. Coraz częściej akty przemocy mają miejsce pod restauracjami, firmami czy nawet prywatnymi domami. Jak wskazuje policja, w tym roku liczba tego typu przestępstw się potroiła.

Lider i rekord

Niekwestionowanym liderem tego bombowego zestawienia jest Rotterdam. To właśnie w tym portowym mieście ma miejsce najwięcej tego typu incydentów. Na drugim miejscu jest Amsterdam, na trzecim zaś Haga.
Jak wynika z danych zliczanych do 1 grudnia tego roku, w Królestwie Niderlandów doszło do 622 eksplozji lub prób ich dokonania. Jest to więc blisko trzy razy tyle, co w roku ubiegłym kiedy to odnotowano jedynie 228.

 

Użytkownicy

Policja, rozpatrując tak dużą liczbę zamachów bombowych, mówi wręcz o trendzie i modzie na materiały wybuchowe. Na początku roku za takimi aktami przemocy stały najczęściej osoby z przestępczego półświatka, takie jak handlarze narkotyków, czy wzajemnie zwalczające się gangi. Działania te były też wykorzystywane przeciw „cywilom”, kiedy to chciano w ten sposób wymusić coś, zastraszyć kogoś, czy zmusić do korzystania z „ochrony” danej grupy. Z biegiem czasu jak wskazują śledczy, po ładunki wybuchowe zaczęli sięgać też zwykli „kowalscy”. Okazało się, iż bomba na progu może być użyta w konfliktach na bazie relacji międzyludzkich.

 

Czemu tak się dzieje?

Czemu tak się dzieje? Za bombą przemawia kilka powodów. Po pierwsze bomba w Holandii to często ładunek wybuchowy stworzony z ciężkich fajerwerków i np. zbiornika z benzyną. Są to więc środki dostępne praktycznie dla każdego. Po drugie w sieci łatwo znaleźć schematy jak taką „niespodziankę” przygotować. Wreszcie bombę można podłożyć po cichu, ukryta gdzieś w torbie na ganku czy kartonie paczki pod drzwiami sklepu, nie rzuca się w oczy. Detonować można ją zdalnie lub za pośrednikiem zapalnika czasowego. Trudniej więc namierzyć sprawcę. Wreszcie kwestia kary. Za posiadanie nielegalnej broni można trafić nawet do więzienia. Za kilka nielegalnych dużych petard raczej nam takie sankcje nie grożą. W końcu zaś podkładając bombę, sprawca ma komfort psychiczny. Nie staje bowiem z ofiarą twarzą w twarz. Nie musi patrzeć na nią, pociągając za spust.

Wszystko to więc sprawia, iż akcji tego typu jest dużo więcej niż rok temu, a do końca grudnia rekord ten jeszcze się wyżyłuje, choćby przez wspomniane na wstępnie akty przemocy.

 

Źródło: Nu.nl