Bomba zamiast donosu w rękach sąsiada

Bomba zamiast donosu w rękach sąsiada

„Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie” – ten słynny cytat z Samych Swoich w połączeniu z przekazaniem bohaterowi filmu granatu śmieszył całe pokolenia widzów. W Holandii jednak słowa te nie byłyby obecnie do śmiechu. Coraz więcej sporów sąsiedzkich kończy się tam właśnie z użyciem materiałów wybuchowych. Gdy Holendrzy mają dość swojego sąsiada, często decydują się wysadzić go w powietrze.

Co drugi wybuch

Brzmi to może jak ponury żart, niestety jest smutną prawdą. Policja wskazuje, iż „zwykli ludzie” niemający żadnych powiązań z półświatkiem ani kartoteki kryminalnej dopuszczają się ataków z użyciem materiałów wybuchowych. Wedle najmowych danych stróżów prawa, ponad połowa eksplozji, do jakich dochodzi w Królestwie Niderlandów to nie efekt działać przestępców, a ludzi z sąsiedztwa, którzy o coś bardzo mocno się pokłócili.

 

Jos van der Stap, kierownik policyjnego programu zwalczania przestępczości o dużym wpływie, w rozmowie z dziennikarzami Nu.nl mówi: „Wygląda na to, że rozwiązywanie sporów za pomocą ataku staje się trendem”. Sąsiedzi już nie piszą donosów, już nie przerysowują sobie wzajemnie samochodów, czy nie rzucają jajkami w szyby. Nawet nie łapią się za gardła w zwykłej bijatyce. Po prostu poirytowani sytuacją idą do szopy, budują bombę i podrzucają ją pod drzwi czy auto osoby, która im w ten lub inny sposób zaszła za skórę.

 

Skala

Od stycznia do października tego roku policja zarejestrowała 768 incydentów z użyciem materiałów wybuchowych. Rok temu było ich niespełna 500. Większość tych spraw dotyczyła ataków na domu. Na szczęście zwykle kończyły się one na większych i mniejszych stratach materialnych. Zniszczone drzwi, wybite okna, czy czasem spalony samochód, to na szczęście najgorsze efekty tego typu incydentów.

Prosta sprawa

Dlaczego waśnie sąsiedzkie zmieniły się w zawody w podkładaniu bomb? Van der Stap ma odpowiedź na to pytanie. Jak mówi, zbyt łatwo w Holandii można kupić materiały wybuchowe. Oczywiście nie chodzi tu o dynamit czy C4. Większość bomb wykorzystywanych do sąsiedzkich ataków powstała z ciężkich fajerwerków. Kilka Cobr czy innych profesjonalnych sztucznych ogni potrafi spowodować naprawdę duże spustoszenie. Co bardziej zajadli potrafią nawet rozmontować te petardy i z ich materiału stworzyć, np. bombę rurową lub szrapnel wypełniony małymi kulkami łożyskowymi lub gwoźdźmi. Biorąc zaś pod uwagę, iż siła eksplozji najnowszych Cobr porównywalna jest z granatem, to łatwo wyobrazić sobie, jaką moc ma taki ładunek. Co z odpaleniem? W internecie można bez problemu kupić zapalniki elektryczne, które wystarczy podpiąć do pierwszego lepszego odbiornika. Zapalnik taki zresztą można nawet zbudować ze zwykłego żarnika żarówki. Potem wystarczy tylko nadajnik, odbiornik i ładunek można zdetonować nawet drogą radiową.

 

Ładunki zapalające

Na szczęście jednak Holendrzy rzadko kiedy są aż żądni krwi. Jak wynika z policyjnych dochodzeń większość ładunków to zwykłe niezmodyfikowane ciężkie sztuczne ognie połączone z paliwem – jako substancją łatwopalną mającą zmaksymalizować uszkodzenia. Taki zaś ładunek można zbudować nawet w 10 minut. Potem wystarczy go w nocy położyć pod drzwi, podpalić lont i uciec.

Jest to wiec proste i efektowne, dlatego ludzie po to sięgają. Na szczęście policja też nie pozostaje bierna. W ciągu ostatnich 2,5 roku zatrzymała prawie 500 takich bomberów. Wielu z nich nie zdawało sobie zaś sprawy, iż za takie coś mogą trafić nawet na lata do więzienia.

Źródło:  Nu.nl