Bieganie incognito, czyli maraton premiera
Mark Rutte był znany z tego, iż uwielbiał jeździć na rowerze. Wiele wskazuje zaś, iż jego następca bardzo lubi biegać. Premier Dick Schoof wziął udział w imprezie biegowej podczas maratonu w Amsterdamie. Polityk ustawił się na starcie półmaratonu. Żeby jednak jego sposób na spędzenie niedzieli nie przyćmił całego wydarzenia, zapisał się tam pod pseudonimem.
Nie byłby sobą, gdyby nie pobiegł
Nowy holenderski premier jest zapalonym biegaczem. Nie byłby więc sobą gdyby mając wolną niedzielę, nie ustawił się na starcie. Polityk nie miał na tyle czasu, by przebiec pełny dystans, dlatego też podobnie jak tysiące innych ludzi, postanowił ruszyć na trasę półmaratonu. Ten zakończył z czasem jednej godziny i pięćdziesięciu trzech minut. Co jest naprawdę przyzwoitym wynikiem, biorąc pod uwagę, iż dotyczy on amatorskiego sportowca, który z racji swojej funkcji nie może pozwolić sobie na długie, regularne treningi.
Przygotowania
Jak się okazuje, start decydenta poprzedziły długie przygotowania. Nie dotyczyły one jednak treningów. Dick Schoof, premier Królestwa Niderlandów, jest postacią publiczną. Gdyby ktoś wypatrzył go na liście startowej, momentalnie sprawą zainteresowałby się media, czy portale plotkarskie. Decydent musiał więc wymyślić co zrobić, by do tego nie doszło. W efekcie Schoof postanowił zapisać się i wystartować pod pseudonimem. W ten sposób w niedzielę na starcie stanął Peter Jansen. Na numerze startowym oprócz cyfr też znajdowało się tylko imię.
"Hé, Dickie"
Plan udał się „połowicznie”. Na starcie i trasie biegu nie było dziesiątek dziennikarzy relacjonujących każdy krok premiera. Kibice i inni biegacze rozpoznali jednak polityka. Schoof bowiem nie posunął się tak daleko, by zmieniać fryzurę czy przefarbować włosy. W efekcie podczas biegu od innych zawodników i od kibiców słyszał wiele pozdrowień i dopingujących go haseł. Ludzie byli bardzo życzliwi. Jak wspomniał po biegu, był „entuzjastycznie nastawiony przez publiczność”.
Coś innego
Marka Rutte można było spotkać na ścieżce rowerowej pędzącego do swojego gabinetu. Schoof bierze udział w masowych imprezach sportowych, ukrywając swoją tożsamość, by nie wzbudzać nadmiernego zainteresowania. Wszystko to może wydać się nieco dziwne dla wielu naszych rodaków, którzy widzą plityków tylko w telewizji lub zza przyciemnionych szyb ich limuzyn. Holenderska klasa polityczna nie alienuje się aż tak od społeczeństwa, jest znacznie bliżej ludzi, co naprawdę może się podobać i podoba wielu obywatelom krainy tulipanów.
Źródło: NU.nl