Bardzo duży „noworodek” czyli hity festiwalu

Festiwale w Niderlandach rządzą się własnymi prawami. Niezależnie, czy dotyczą one muzyki pop, dance czy rocka na terenie imprezy, jak i w mieście "gospodarzu" potrafią zdarzyć się prawdziwe cuda. Nie wierzycie? Zobaczcie na jaki pomysł wpadła 19-letnia Polka.

Wakacyjna robota

Wakacyjna praca w Holandii dla studentów odbywa się na zupełnie innych warunkach niż ta, do której ludzie jeżdżą zawodowo na kontrakty. Wielu nastolatków oprócz zarobienia paru euro chce zakosztować życia w Niderlandach. Młodzi są daleko od rodziny i zarabiają (jak na polskie warunki), dużo. Nikt nie sprawuje również nad nimi nadzoru. Wszystko to prowadzi do tego, iż po 8-10 godzinach pracy zaczyna się impreza i trwa aż do kolejnej „szychty”. Gdy zaś ten imprezowy tryb życia połączymy z festiwalami, które odbywają się w Holandii czy Belgi  możemy być prawie pewni, iż niektórzy „pójdą na całość”.

 

Praca i zabawa

By daleko nie szukać, wystarczy przyjrzeć się temu, co zrobiła świeżo upieczona studentka jednej ze śląskich uczelni. Dziewczyna postanowiła wybrać się ze znajomymi na festiwal Tomorrowland w Belgii.

 

Monika, wraz z trzema swoimi koleżankami, pojechała na sadzonki. Dziewczyny dostały osobny pokój, więc wszystko zapowiadało się wspaniale. Gdy doda się pracę „tylko” od poniedziałku do piątku. Wyjazd ten okazał się ideałem w zakresie „praca-zabawa-zwiedzanie”. W ciągu trzymiesięcznej wizyty w Niderlandach dziewczyny planowały, że odwiedzą Amsterdam oraz parę innych miast, ale przede wszystkim udadzą się na owiany sławą festiwal Tomorrowland. Ceny biletów oscylowały w granicach 300 euro, ale nastolatki zdecydowały się na zakup biletów już dużo wcześniej, więc część kwoty udało im się uzbierać jeszcze w Polsce, a resztę zamierzały dorobić, będąc już w krainie tulipanów.

Tomorrowland

W końcu naszedł upragniony weekend 27 -28 lipca i cała czwórka udała się na wymarzoną imprezę. Jak to zwykle bywa, oprócz doskonałej muzyki, nastolatki postanowiły skorzystać z wszelkiej maści polepszaczy zabawy. Pojawiło się więc XTC. Dzięki prochom impreza stała się jeszcze bardziej kolorowa. Kobiety czując już muzykę całym sobą, dały ponieść się rytmowi. W pewnym momencie jednak wchodząc w tłum, straciły ze sobą kontakt wzrokowy. W dziesiątkach tysięcy ludzi niestety nie udało im się z powrotem odnaleźć. Po kilku godzinach imprezy, gdy należało już wrócić do domu, w punkcie zbornym, jaki przezornie nastolatki sobie ustaliły, pojawiły się tylko trzy dziewczyny. Brak Marysi wzbudził duże zaniepokojenie. W ruch poszły zatem telefony. Maria na szczęście momentalnie odebrała i powiedziała dziewczynom, że wszystko jest ok i dotrze do domu następnym pociągiem. Nie muszą się o nią martwić.

 

Poranek

Następnego dnia rano Marysi jednak w domku nie było. Łóżko było zasłane, to zaś oznaczało, iż nie wróciła no noc (a właściwie to na poranną drzemkę). Koleżanki starały dodzwonić się do niej, ale bez rezultatu. Telefon był wyłączony. Mijały godziny, a dziewczyny nadal nie było, nie pojawiła się również w pracy. Wszystko to spowodowało, że zaraz po powrocie do domu nastolatki postanowiły zadzwonić na policję. Tam dowiedziały się, iż ich koleżanka jest do „odbioru” na komendzie w Oudenbosch.

 

Ciężki powrót

Okazało się, że Marysia spotkała na festiwalu inną grupę Polaków, z którą postanowiła się jeszcze trochę pobawić. Po pewnym czasie zdecydowała się jednak wrócić do dziewczyn. Niestety okazało się, że transport „na domki” już dawno odjechał. W tej sytuacji 19-latka postanowiła dostać się do Bredy, a stamtąd jakoś komunikacją miejska do mieszkania. Problemy logistyczne pomogli rozwiązać jej jednak spotkani Polacy. Okazało się, iż oni również mieszkają w Holandii. Niespełna kilka kilometrów na zachód od Bredy w Oudenbosch. Festiwalowicze powiedzieli, iż mają jedno miejsce w aucie i jeśli chce, może się z nimi zabrać, dorzucając się do paliwa. Wszystko w myśl zasady „zawsze bliżej domu”.

 

"Niemowlak", którego znalazł personel w onie życia, był wyjątkowo duży i gaworzył po polsku.

 

Grupa po około godzinnej jeździe dotarła do miejsca docelowego. Tam kierowca wskazał na stację kolejową, na której Marysia miała czekać na pociąg do Bredy. Alkohol i narkotyki zrobiły jednak swoje. Gdy dziewczyna dotarła do miasta, złapał ją narkotykowy "zjazd". 19-latka czuła się jakby ktoś odciął jej energię. Jedyne co chciała zrobić to położyć się i spać, a do pociągu zostało jednak jeszcze dużo czasu. Niestety drzemka a dworcowej ławce nie przystoi młodej dziewczynie, dlatego jej będący "pod wpływem" umysł, podpowiedział dość wariacki pomysł. Spacer miał jej pomóc rozbudzić się i dojść do siebie. Marsz jednak nie pomagał. Jak tłumaczyła się potem na komisariacie, gdy lekko już przetrzeźwiała, to wszystko to był impuls.

Okno życia

Spacerując, zobaczyła okno życia, które w Holandii wygląda inaczej niż w Polsce. Beschermde Wieg to bowiem całe pomieszczenie, w którym znajduje się nie tylko kołyska dla niemowlaka, ale również często tapczan, czy inny fotel, na którym matka może usiąść, przeczytać informacje odnoście niezbędnych formalności itd. Miejsce to wydało się więc idealne. Duże, suche ciepłe i z wygodnym tapczanem. Dziewczyna postanowiła więc skorzystać. Położyła się na tapczanie, a pod głowę podłożyła sobie zawartość kołyski. Dzięki temu wygodnie przespała kilka godzin, aż do momentu, w którym obsługa nie zajrzała do pokoju. Tak dużego, pijanego „niemowlaka” jeszcze nigdy nie widziała. Pomimo wyrozumiałości dla skacowanej nastolatki kierownik palcówki zadzwonił na policję. Mundurowi zabrali dziewczynę zaś na dołek, gdzie mogła w spokoju odpocząć, będąc zamknięta w pomieszczeniu dla zatrzymanych.

Jak to się stało, że dziewczyna nie została znaleziona zaraz po tym, jak otwarła drzwi? Wszystko dlatego, że by obsługa zajęła się dzieckiem, trzeba włączyć specjalny alarm. Gdyby on się uruchamiał w momencie otwarcia drzwi, oddająca swoją pociechę kobieta spotykałaby natychmiast obsługę, co zaprzeczałoby anonimowości tego miejsca.

Nasza bohaterka po spisaniu zeznań została zabrana w poniedziałkowe popołudnie przez swoje koleżanki na dołki. Obsługa okna życia postanowiła nie wnosić skargi, ponieważ żaden sprzęt nie został uszkodzony podczas wizyty. 19-latka oprócz ogromnego kaca miała więc na swoim koncie tylko upomnienie. Niestety dzień nieobecności w pracy skończył się dużo większą reprymendą niż ta, którą dziewczyna usłyszała od mundurowych. Niemniej jednak trzeba przyznać, iż dla Marysi był to niezapomniany festiwal.