Awantura sąsiadów zmienia dzielnicę w strefę zamkniętą
Dobry sąsiad to skarb, podleje kwiaty, pożyczy soli, a zły? Grupa uciążliwych sąsiadów potrafi sprawić, iż spora część miejscowości stanie się strefą wojny. Taka sytuacja miała miejsce w Heerlen. Doszło tam do sąsiedzkiej kłótni, która sprawiła, iż policja musiała zamknąć całą dzielnicę, by zachować przynajmniej pozory spokoju.
Sytuacja się komplikuje
Życie w jednej z dzielnic mieszkalnych Heerlen, Heerlerheide, toczyło się powoli i spokojnie. Wszystko zmieniło wprowadzenie się tam rodziny syryjskich uchodźców. Ludzie ci mieli poważne problemy z aklimatyzacją w mieście. Zarówno dzieci jak i żona syryjskiego uchodźcy spotykali się z licznymi uszczypliwościami i wyrazami, najdelikatniej mówiąc, niechęci do nich. Nastoletniej córce migranta zerwano np. chustę z głowy, czy pogoniono ją psami.
14-listopada pod tylną fasadą ich domu wybuchła potężna bomba zrobiona z fajerwerków. Po tym wydarzeniu rodzina postanowiła uciec do swoich krewnych w Belgii. Przed tym jednak umieściła w intrenecie nagrania z tego jak ludzie zachowują się względem nich. Na materiałach było widać ślady po eksplozji wspomnianego już ładunku czy dobijanie się do ich drzwi frontowych.
To nie jest rasizm
Burmistrz Heerlen Roel Wever wskazuje, iż materiały zaprezentowane przez Syryjczyków są jednostronne. Rodzina ta również ma swoje na sumieniu. Cała zaś sprawa, zdaniem samorządowca, nie ma nic wspólnego z rasizmem, kwestiami etnicznymi a zwykłym sporem sąsiedzkim, który ma podłoże w złych stosunkach międzyludzkich.
Apel w mediach społecznościowych
Wyjaśnienia te jednak nie przekonały ludzi związanych z Muslim Rights Watch, grupy walczącej o prawa dla wyznawców Allacha w Holandii. Jej członkowie umieścili w środę, w internecie film, gdzie oskarżają sąsiadów o rasizm i muzułmańską nienawiść względem syryjskiej rodziny. Wezwali również muzułmanów do masowego wsparcia rodziny i „nauczenia sąsiadów” dobrego wychowania. Apel stał się wręcz wirusowy i bardzo szybko rozprzestrzenił się na Instagramie i Twitterze. W sprawę włóczyło się nawet kilku wpływowych dziennikarzy muzułmańskiego pochodzenia.
Muzułmanie przybywają z pomocą
W efekcie w środowy wieczór w dzielnicy pojawiły się dziesiątki rozgniewanych, młodych ludzi, których część była wyraźnie żądna krwi niemuzułmańskich, rasistowskich sąsiadów. Aby uniknąć linczu i potencjalnych rozruchów w Heerlerheide, na miejsce wysłano kilka jednostek policji, która cały czas obserwowała dom syryjskiej rodziny i jej sąsiadów.
Początkowo przybyli z całego kraju muzułmanie, wyrażali tylko słownie swoją dezaprobatę. Myślano więc, iż wkrótce dojdzie do deeskalacji i ludzie rozjadą się do domów. Wszystko zresztą na to wskazywało. Około godziny 23:30 wielu wzburzonych muzułmanów wróciło do siebie. Była to jednak tylko cisza przed burzą. W pewnym momencie do domu sąsiadów Syryjczyków wdarło się kilku mężczyzn. Napastnicy zdewastowali mieszkanie, powybijali okna, wyrzucili z niego meble i ukradli telewizor.
Dzielnica jak strefa wojny
Tak brutalne działania przerodziły dzielnicę w strefę wojny, w której to muzułmanie byli górą. W efekcie, następnego dnia burmistrz wraz z policją podjęli decyzję o zamknięciu dzielnicy. Obowiązuje w niej całkowity zakaz zgromadzeń, a wejście na jej obszar jest dozwolone tylko dla osób, które tam mieszkają lub pracują. Wszystkie pozostałe są zatrzymywane, legitymowane i odsyłane w drugą stronę. Policja została również uprawniona do przeprowadzania rewizji prewencyjnych. Wszystko po to, by wyłapać ludzi z ewentualną bronią lub pirotechniką.
Jednocześnie władze miasta starają się prowadzić negocjacje ze skłóconymi rodzinami, ale niewiele wskazuje na to, by udało się w niedługim czasie załagodzić ten sąsiedzki spór, który wymknął się spod kontroli.