Ataki na Rosjan w Holandii
Wojna na Ukrainie wyzwala w ludziach skrajne emocje. Z jednej strony można mówić o fali dobra. Holendrzy jednoczą się w pomaganiu Ukraińcom. Z drugiej jednak jest i mroczne oblicze tych wydarzeń. Holenderska wściekłość i wrogość do Rosjan zaczyna wzrastać. Mniejszość ta w krainie tulipanów powoli zaczyna się czuć niepewnie, między innymi przez pojawiające się coraz częściej akty wandalizmu i groźby skierowane w ich stronę.
Wróg publiczny z dnia na dzień
Jak wskazuje dziennikarzom AD Arthur Badaljan, początkowo wszystko było dobrze. Dwa miesiące temu mężczyzna ten stał się właścicielem supermarketu, który nazwał Priwet Rossia. Mimo nazwy, którą można przetłumaczyć „witaj Rosjo” lokal ten oferował produkty spożywcze z całej środkowej i wschodniej Europy. Jego klienci mogli tam nabyć produkty nie tylko z Rosji, ale też z Polski, Gruzji czy Armenii, których na przykład próżno szukać w „polskich supermarketach”. W efekcie zakupy w sklepie robili nie tylko migranci, ale też i rodowici Holendrzy, którzy chcieli spróbować czegoś nowego. Interes więc prosperował dość dobrze. Ludzie życzliwie odnosili się do nowego lokalu. Tak przynajmniej było do tłustego czwartku.
Wojna
Tego dnia bowiem Rosja zaatakowała Ukraininę. Właściciel sklepu nie tyle Rosjanin, co Ormianin z pochodzenia, widzi, jak bardzo zmienił się nastrój jego klientów. Wśród kupujących jest wielu Ukraińców. Ludzie ci, jak mówił, widać było, że są myślami gdzie indziej, ale mogąc kupić produkty u niego w sklepie, są też szczęśliwi, iż mają dostęp do artykułów znanych z domu. Z każdym dniem było jednak gorzej. Pojawiły się głuche telefony, groźby. W końcu ktoś wybił szybę, rzucając kilogramową cegłą.
Właściciel rozumie gniew ludzi, ale jak mówi, nie ma nic wspólnego z reżimem Putina. Całą jego winą jest to, iż wybrał dość niefortunną nazwę na swój sklep. Dodaje również, iż zna wielu Rosjan, którzy przyszli na protest przeciw wojnie w Amsterdamie, trzymając ukraińską flagę w rękach i solidaryzując się z ofiarami. Nie każdy myśli bowiem tak jak władza na Kremlu.
Kościół
Supermarket to niejedyna ofiara napięć i wrogości do Rosji. Prawosławny, rosyjski kościół św. Mikołaj van Myrakerk na Lijnbaansgracht w Amsterdamie również padł ofiarą wandali. Nieznani sprawcy napisali na nim „Z”, znak wojsk inwazyjnych, które weszły na Ukrainie. Władze parafii prowadzą obecnie rozmowy z policją na rzecz zapewnienia wiernym bezpieczeństwa. W tym tygodniu, dla dobra parafian, nabożeństwa zostały zapobiegawczo odwołane.
To nie ta wspólnota
Czemu kościół padł ofiarą wandali? W teorii to rosyjska parafia prawosławna. Kościół w Rosji staje zaś ramie w ramię z Putinem i legitymizuje wiarą inwazję na Ukrainę, stając się kolejną tubą propagandową reżimu. Sęk jednam w tym, iż duchowni ze stolicy Holandii nie popierają w żadnej mierze tego co dzieje się na Ukrainie. Odcinają się od rosyjskiego patriarchatu i prowadzą zbiórki dla Ukraińców, solidaryzując się z nimi.
Narastające napięcie
Napięcie to widzi również władza. Niepochlebne komentarze skierowane do mieszkających w Holandii Rosjan i Białorusinów są coraz mocniejsze, dlatego o zaprzestanie szerzenia nienawiści zaapelował w tym tygodniu premier. Mark Rutte stwierdził, że wyżywanie się na często całkowicie niewinnych Rosjanach, jest po prostu niecywilizowane. Ludzie ci nie mają bowiem nic wspólnego z tą straszną przemocą. Z każdym jednak atakiem na szpital czy strzelaniem do niewinnych cywilów wrogość do Rosjan w Holandii wzrasta.