4,8 miliona Holendrów jest potencjalnymi dawcami organów
Minęły cztery lata od momentu kiedy w Królestwie Niderlandów zmieniły się przepisy co do dawstwa organów. Jak się okazuje z perspektywy czasu, ta niosąca pewne wątpliwości decyzja rządu okazała się wręcz przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Od momentu zmiany przepisów w 18-milionowym kraju 4,8 miliona dorosłych obywateli w przypadku swojej śmierci może uratować komuś życie, zostając dawcą narządów. Jest to powód do dumy, niestety pojawił się też pewien trend, który dość niepokoi transplantologów.
Tak
W Królestwie Niderlandów obecnie 4,8 miliona ludzi jest potencjalnymi dawcami organów. Jest to jednak swoista pół prawda. Oficjalne oświadczenie woli podpisało tylko 1,5 miliona z nich. Pozostałe 3,3 miliona nie podjęło jeszcze decyzji, czyli nie powiedziało "nie", co w świetle przepisów z 2020 roku czyni ich potencjalnymi dawcami na zasadzie domniemanej zgody.
Nie
Przeciwko pobraniu swoich narządów po śmierci opowiedziało się 4,3 miliona osób, które na piśmie stwierdzili, iż się na to nie godzą. Oprócz nich jest jeszcze grupa 1,5 miliona dorosłych, która nie chce się nad tym zastanawiać. Wskazali oni, że decyzję w tej kwestii mają podjąć ich żyjący krewni. W teorii można więc powiedzieć, że są to też potencjalni dawcy. Problem jednak w tym, iż na to by rodzina wyraziła zgodę, trzeba czasu, a w przypadku przeszczepu organów często liczy się każda minuta. Niekiedy więc zgoda pojawia się po prostu za późno.
Nie, nie i jeszcze raz nie
Można więc powiedzieć, iż podział jest prawie pół na pół. Co więc niepokoi transplantologów? Rozkład etniczny decyzji. Okazuje się bowiem, że osoby urodzone w Holandii, rodowici Holendrzy dwa razy częściej wyrażają zgodę na oddanie organów, niż ludzie przybyli do Holandii i osiedleni tam na stałe, a później otrzymali obywatelstwo.
Przykładowo 96% Holendrów urodzonych w Maroku nie wyraziło zgody na transplantacje swoich narządów. W przypadku przybyszów z Turcji jest to 89% procent, a z Surinamu 78% ludzi nawet nie chcą o tym słyszeć.
Drugie pokolenie
Różnice widać też wśród ludzi, których rodzice są migrantami z tych krajów. 76% osób urodzonych w Holandii, których rodzice pochodzą z Surinamu, mówi "nie" transplantacjom. Odsetek ten spada do 53%, gdy jednym z rodziców jest rodowity Holender/Holenderka. Co wskazuje na to, że duże znaczenie ma tu kultura, w jakiej te osoby są wychowane.
Sami sobie szkodzą
Piszemy tu o danych statystycznych, gdzie tu zaś wspomniani problem? Można wskazać dwa. Pierwszy dotyczy tego, iż rodowici Holendrzy wymierają, a przyrost naturalny w kraju opiera się w dużej mierze właśnie na ludziach z wymienionych wyżej państw. W efekcie liczba dawców będzie z czasem spadać.
To jednak jest efekt dalekosiężny. Lekarze wskazują bowiem, że osoby z tych grup etnicznych sami sobie szkodzą. Dlaczego? Zgodność między organem dawcy, a biorcy jest dużo większa gdy oboje mają podobne pochodzenie. Niski wskaźnik zgód sprawia więc, iż Holender marokańskiego pochodzenia będzie mieć w Niderlandach dużo mniejsze szanse na przeszczep, a więc i przeżycie, niż rodowity mieszkaniec tego kraju. Ludzie jednak zdają się o tym zapominać.
Źródło: Nu.nl