300 pojazdów i 25 tysięcy mandatów w Holandii

Kontrole na granicach. Policja poszukuje fajerwerków

Jak podaje CJIB w Królestwie Niderlandów jest prawie trzysta pojazdów, których kierujący otrzymują rocznie ponad pięćdziesiąt mandatów drogowych. Można więc powiedzieć, iż osoby prowadzące te auta są karane średnio nawet więcej niż jednym mandatem tygodniowo. Co zrobić z takimi piratami?

Dane nie pozostawiają złudzeń. Kary nałożone na kierowców 300 pojazdów w Holandii stanowią łącznie około 25 tysięcy mandatów (czyli 83 na pojazd). Centralna Agencja ds. Windykacji Sądowej (CJIB) wskazuje, iż znaczna ilość z tych kierujących dostaje grzywny za nadmierną prędkość. Wygląda jednak na to, iż ludzie ci się tym nie przejmują, ponieważ za kilka dni kończą z kolejnym mandatem.
Oprócz nich w Królestwie Niderlandów jest grupa około 31 tysięcy kierowców, którzy otrzymują co roku ponad 10 wykroczeń. Tak jak i w przypadku owych 300 są to najczęściej mandaty za drobne naruszenie przepisów ruchu drogowego.

 

Drobne przekroczenia

Owe drobne przekroczenia to najczęściej zbyt szybka jazda. Co ciekawe owym drobnym przekroczeniem jest jazda do 30km/h więcej niż mówią znaki w terenie zabudowanym czy 40km/h na autostradzie. Poważnymi zaś są, np. jazda pod wpływem alkoholu lub prowadzenie pojazdu bez posiadania prawa jazdy. Tego typu wykroczenia nie są jednak ujęte w opisywanym tu zestawieniu.

 

Brak recydywy

Taki stan rzeczy nie podoba się wielu osobom związanym z bezpieczeństwem ruchu drogowego. Eksperci twierdzą, iż w przypadku lekkich wykroczeń w Holandii brakuje mechanizmu związanego z recydywą na drodze. Kierowca, który co tydzień przekracza prędkość, nie zapłaci większego mandatu, nie będzie karany surowiej, nawet gdy policjanci widzą, iż łamie on nagminnie prędkość. Obecnie bowiem sytuacja dla niektórych jest wręcz patologiczna. Jeśli mają pieniądze, mogą spokojnie łamać ograniczenia prędkości, byle tylko nie jechać powyżej wskazanych wyżej maksimów.

 

Ostre działania

Organizacja VVN (Bezpieczny Ruch w Holandii), chce z tym walczyć. Proponuje, np. wysyłanie przez prokuraturę maili z ostrzeżeniami do kierowców łamiących tak przepisy. Chce też informować pracodawców jeśli prawo o ruchu drogowym łamie ktoś prowadzący firmowe auto. Podobnie myśli Instytut Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, który postuluje też za wizytami na komendzie, gdyby listy nie skutkowały. Czy da się zrobić coś więcej? Problemem jest to, iż mandaty za prędkość zwykle łapią się do tak zwanych „grzywien Muldera”. Oznacza to tyle, iż sprawa jest automatycznie zamykana po zapłacie mandatu, nie można więc ich niejako sumować i karać za nie jeszcze raz łącznie.

Bez prawka

Dużo ciekawsze pomysły pojawiają się w przypadku używania telefonów komórkowych, czy notorycznej jazdy będąc lekko pod wpływem alkoholu (powyżej dopuszczalnego maksimum). W tym pierwszym przypadku eksperci optują za rozwiązaniem belgijskim. Tam osoba przyłapana na korzystaniu ze smartfonu podczas jazdy traci prawo jazdy na dwa tygodnie. Ludziom jeżdżącym zaś na podwójnym gazie powinno się montować w  pojazdach blokadę alkoholową (czyli alkomat połączony ze stacyjką).

 

Zmiana mechaniki

Co jednak ze zbyt szybką jazdą? Tu potrzebna by była dogłębna zmiana przepisów. Podnoszenie wysokości mandatów, jak pokazują dane, nic nie daje. Obecnie bowiem grzywny za niektóre wykroczenia są wyższe niż za poważne przestępstwa, o czym już nie raz alarmowała prokuratura, a ludzie i tak jeżdżą zbyt szybko czy parkują na miejscu dla inwalidy.
Czyżby więc w Holandii przydałby się znany z naszej ojczyzny system punktów karnych?

 

 

Źródło:  NU.nl
Źródło:  AD.nl