15-lat w „pace” przez złą jazdę motorowerem
Jak myślicie jaka kara grozi za wjechanie motorowerem w miejsce zabronione, za przekroczenie zakazu wjazdu? Słowne upomnienie przez policjanta, mandat, pracę społeczne, a może więzienie? Zwykle wszystko zależy od humoru funkcjonariusza, ale najczęściej kończy się na tym pierwszym, ewentualnie wypisaniu bloczku mandatowego, jeśli kierowca jednośladu mocno podpadł. No chyba, że jest się pechowym Polakiem. Wtedy policjanci nie znają litości i konsekwencją mogą być nawet długie lata odsiadki.
Problem jednośladów
W minioną sobotę patrol policji w Alphen zobaczył kierowcę motoroweru (małego skutera), który swoim jednośladem wjechał na zamkniętą dla ruchu dróżkę. Działania tego typu nie są w Niderlandach nowością. Holandia to bowiem kraj jednośladów. Typowe przepisy ruchu drogowego dotyczą w teorii wszystkich. W praktyce była jednak z tym różnie. Kwestią bezsporną jest to, iż kodeks drogowy odnosi się do kierowców samochodów, ciężarówek i motocykli. Również w przypadku większych skuterów nie ma z tym wątpliwości. Te pojawiają się, gdy Holendrzy zaczynają mówić o motorynkach, hulajnogach czy rowerach elektrycznych. Pojazdy te bowiem wyprzedziły nieco przepisy w krainie tulipanów i unikają kodyfikacji. Gdzie bowiem kończy się motorynka, a zaczyna skuter? Do jakiej mocy silnika możemy mówić o rowerze ze wspomaganiem elektrycznym, a kiedy mamy już motorower? Czy hulajnoga elektryczna z siedziskiem to nadal hulajnoga, czy też skuter elektryczny? Za tymi pytaniami idą też kolejne. Czy zakaz wjazdu tyczy się hulajnogi elektrycznej, pojazd ten potrafi jechać nawet 40 km/h, a traktowany jest jako pieszy?
Owszem, na coraz więcej z tych pytań ustawodawca podaje odpowiedzi, ale z perspektywy obywateli jest to nadal „dziki zachód” i wielu jeździ na przysłowiowego "czuja", licząc, iż jakoś uda im się wyłgać policji, jeśli ta ich zatrzyma.
Pechowy Polak
Jedną z takich osób był właśnie nasz rodak, który wjechał motorowerem tam, gdzie mu nie było wolno. Gdyby zsiadł z niego i przez chwilę go prowadził, nic by się nie stało. Ten jednak przejechał ewidentnie pod znakiem. Praktycznie nie stwarzał zagrożenia, ale prawo jest prawem, złamał przepis i niestety (dla niego), widziała to policja.
Zatrzymanie
Funkcjonariusze postanowili zatrzymać mężczyznę, by odbyć z nim pouczającą rozmowę i ukarać go symboliczną grzywną, nie rzucili się na Polaka z bronią i kajdankami. Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie, gdy mundurowi wylegitymowali kierowcę jednośladu. To, iż był to Polak, nie miało dla nich żadnego znaczenia. Problemem było to, iż jego dane znajdywały się w holenderskiej, a właściwie europejskiej bazie danych. Mężczyzna był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania. Polak miał odsiedzieć w swojej ojczyźnie 15 lat za handel narkotykami. Zniknął jednak przed odsiadką.
W zaistniałej sytuacji policjanci natychmiast aresztowali zbiega i osadzili go w areszcie. Polak czeka na ekstradycje. Zanim jednak zostanie wydalony, musi jeszcze zapłacić mandat. Stróże prawa nie zapomnieli bowiem o powodzie zatrzymania.