Polski kierowca trafi na 90 dni do paki?

Prokuraturze nie udało się zniszczyć życia Polakowi

Nasz rodak 10 stycznia 2018 roku spowodował wypadek, w którym poważnie ucierpiał jego przyjaciel. W efekcie 33-latek stanął przed sądem. Sprawa trwała ponad dwa i pół roku, aż w końcu 28 października przed sądem w Bredzie odbyły się mowy końcowe. Prokurator żąda dla Polaka 3 miesięcy więzienia. Czym zawinił kierowca?

10 stycznia 2018 roku, na Goirleseweg w Tilburgu doszło do niezwykle widowiskowego wypadku. Kierujący pojazdem mężczyzna stracił panowanie nad kierownicą samochodu osobowego. W efekcie pojazd uderzył w drzewo, odbił się od niego, skosił latarnię uliczną po drugiej stronie drogi, a na koniec wylądował w jednym z przydomowych ogrodów. Pomimo tak dynamicznego przebiegu wypadek nie okazał się zbyt tragiczny w skutkach. Nie było ofiar śmiertelnych. Pasażer 33-letniego Polaka doznał bowiem tylko stłuczenia żeber i złamania obojczyka. Ogromna w tym zasługa zapiętych pasów podczas całego wypadku. Pytany o to, co się stało, sprawca nie był w stanie przedstawić przebiegu zdarzeń. Jak sam mówi, był w szoku, nic nie pamiętam z tamtej nocy.

 

Kierowca ma amnezję?

Prokuratura w tej sprawie ma zupełnie inne zdanie, wskazując, iż nie był to szok a alkohol. Gdy na miejsce wypadku przybyła policja Polak nie zgodził się na badanie alkomatem. Zdaniem oskarżyciela nie było to konieczne. Od 33-latka zionęło alkoholem. On sam zaś dość mocno bełkotał, co nie było spowodowane wypadkiem, a zdaniem policji poziomem upojenia.

Na miejscu zdarzenia wyszło również na jaw, iż auto nie należy do Polaka, ale do jego dziewczyny. To samo w sobie nie jest karalne (o ile ta pozwoliła mu wziąć samochód), jazda bez prawa jazdy jednak już tak. Okazało się bowiem iż mężczyzna nie tyle nie miał go przy sobie, co całkowicie nie ma dokumentów uprawniających do jazdy samochodem.

 

Proces

Podczas mowy końcowej prokurator domagał się dla Polaka 3 miesięcy pozbawienia wolności 200 godzin prac społecznych i 30-miesięcznego zakazu prowadzenia pojazdów. W toku przewodu sądowego oskarżyciel zauważył bowiem, iż to nie pierwszy raz. Jeśli chodzi o jazdę pod wpływem i prowadzenie bez wymaganych dokumentów kierowca jest recydywistą. Był już za to dwukrotnie karany.

Podczas procesu doszło również do małego incydentu. Oskarżony poczuł się głęboko urażony słowami sędziego, iż „upija się jak świnia”. Gwałtowne zachowanie oskarżonego wzbudziło małą konsternację wśród prowadzących sprawę. Szybko jednak okazało się, iż całe zamieszanie wynikło z nieprecyzyjności tłumaczenia. Po chwili wyjaśnienia okazało się, iż kierowca źle rozumiał określenie, jakiego użył sąd i chodziło tylko o „upicie się”.

Wyrok w sprawie Polaka zapadnie 11 listopada.